BENEFITY – czasem zupełnie nic, a robi wrażenie

Przy obecnym rynku pracy pracodawcy prześcigają się w wymyślaniu sposobów na złapanie najlepszych pracowników. Z jednej strony prężnie rozwijający się employer branding, z drugiej strony rosnąca liczba benefitów.

Coraz trudniej znaleźć ofertę pracy, w której nie byłby wymieniony chociaż jeden „benefit”. Karty sportowe to już niemal standard, i nawet jeżeli nie jest wymieniona wprost to często kandydaci przyjmują, że ktoś zapomniał jej dodać, no bo jak to może jej nie być. Przecież WSZYSCY MAJĄ.

I tak, powstaje grupa benefitów, których wręcz się od pracodawcy żąda. W większych firmach sytuacja jest o tyle prostsza, że pracodawca może wynegocjować dobre warunki i przy małych kosztach spełnić oczekiwania pracowników. W małych natomiast, jeżeli coś jest za drogie to zawsze jakoś można dojść do porozumienia. Najgorzej jest w firmach średnich, gdzie pracownicy nie do końca akceptują wersję, że muszą namówić jeszcze 2 czy 3 osoby z zespołu żeby korzystanie z jakiegoś benefitu było w ogóle możliwe.

To jakie benefity można spotkać przeglądając najnowsze oferty pracy?

Jest to fragment oferty firmy Initive, całość ogłoszenia możecie przeczytać TUTAJ. Jest to ogłoszenie skierowane do programistów PHP, którzy są rozchwytywani na rynku, chociaż może nie aż tak jak specjaliści od innych języków. I co tutaj możemy zauważyć? Wymienienie w benefitach rzeczy, które w żaden sposób nie generują pracodawcy dodatkowych kosztów, a są po prostu ukłonem w stronę pracowników. Programista będzie mógł przyjść do pracy ubrany jak mu wygodnie, o której będzie chciał, dodatkowo przywita się ze swoim przełożonym mówiąc mu „cześć”. Czy są to benefity, których nie spotkasz w innych firmach? Nie, na ten moment to już niemal standard. W każdym biurze znajdziesz kawę – a jeżeli u Was tej kawy nie ma, to dobrze to przemyślcie. Ja pracowałam w miejscu, gdzie sponsorowana była tylko kawa z ekspresu, a chcąc pić sypaną musiałam ją sobie sama organizować… Informatycy to jednak specyficzna grupa, która ma tak silną pozycję na rynku, że pracodawcy doskonale wiedzą, że tym czym mogą ich przekonać nie są benefity czy nawet pieniądze, a atrakcyjność projektu. Zatem – nie wczytywałam się w to ogłoszenie i nie jestem programistą żeby oceniać atrakcyjność samego stanowiska, świetnie obroni się ono samo bez wymyślnych dodatków pozapłacowych.

Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w przypadku międzynarodowej korporacji McKinsey, TUTAJ macie całość ogłoszenia. Przy ofercie pracy na stanowisku Senior Recruitera można znaleźć szeroką gamę benefitów:

Najbardziej urzekły mnie zajęcia z języka polskiego – jak widać firma mocno stawia na zagranicznych pracowników. I tutaj również mamy benfity, które są po prostu uśmiechem w stronę pracownika. Nie tworzenie sztywnych hierarchicznych struktur, dowolny strój, itd. Do tego dochodzą te bardziej materialne jak pakiet relokacyjny, przekąski itp. Na co warto zwrócić uwagę to wspomnienie o „work-life balance”, które może nam sugerować, że nikt nie będzie nas zmuszał do nadgodzin, a i będzie możliwość wyskoczenia na przedstawienie w przedszkolu. I kolejny, „training and development”, tak szerokie, że można bardzo wiele w tym pomieścić. W końcu proces wdrożenia nowego pracownika jest szkoleniem tak samo jak sponsorowanie studiów podyplomowych czy międzynarodowych certyfikatów.

Szukając pracy nie ma sensu skupiać się na benefitach. To, że jakieś nie są wymienione w ofercie wcale nie znaczy, że ich nie ma. Ich brak może wynikać z tego, że rekruter po prostu nie wpadł na to żeby je umieścić. Czy ktoś sądzi, że firma Initive nie organizuje chociażby corocznych spotkań integracyjnych albo wigilii firmowej? Nie znam ich, ale jestem prawie pewna, że je mają, szczególnie jeżeli są tak otwartym środowiskiem na jakie się kreują. W McKinsey za to wypisali rzeczy, które mogłyby nawet nie przyjść kandydatom do głowy, jako coś, czego można oczekiwać.

Pewnego razu, kiedy tworzyłam ogłoszenie o pracę spotkało się ono ze sporą krytyką ze strony moich przełożonych. Wymieniłam w nim wszystkie nasze benefity – nie byłam aż tak skrupulatna jak McKinsey, ale trochę się ich nazbierało. Osobiście uważałam, że to super ze strony pracodawcy, że one są, że są ogromną wartością i należy się nimi chwalić. Nie było to jednak spójne z wizją firmy, gdyż nie chciano ludzi, którzy „łapią się na benefity”. Kandydaci mieli przyjść pracować a nie pić kawę czy plotkować w luźnej atmosferze w kuchni. Dla mnie jedno nie wykluczało drugiego, ale ostatecznie ogłoszenie przeredagowałam.

To, jak wygląda ogłoszenie o pracę, w jaki sposób jest sformułowane, jak opisane benefity może już być wstępną informacją na temat pracodawcy. Może się jednak okazać, że jest to po prostu inwencja twórcza rekrutera, która więcej mówi o nim niż faktycznie o firmie. Nie bierz wymienionych benefitów za pewnik i jeżeli faktycznie Ci na czymś zależy to warto w trakcie rozmowy dopytać o szczegóły. Na przykład, uważasz, że dzień bez banana to dzień stracony. I wtedy są dla Ciebie istotne owoce w biurze. Tylko, że owoce w biurze mogą równie dobrze oznaczać codziennie całe kosze świeżych owoców, albo odliczone jabłka raz na tydzień. Rozumiesz? Podpunkt „Benefity” to czysty marketing i czasami nie warto się na niego łapać.

Mogą Cię zainteresować również

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *