Co się wydarzyło, że mnie tu nie było…

Zawsze starałam się publikować w miarę regularnie. Dzieciowe wtorki, HRowe czwartki. W międzyczasie pojawiły się cytaty w poniedziałek, heheszki w piątek i dobranocki w środę. Działo się, działo, aż nagle przestało. Przyszedł czas na wyjaśnienia z mojej strony.

Na początku HRmama była dla mnie odskocznią od macierzyństwa i codziennej rutyny. Będąc mamą jednego dziecka, która zawsze bardzo lubiła swoją pracę czerpałam ogromną przyjemność z prowadzenia bloga. Chociaż na początku był to dla mnie ogromny stres i wstydziłam się publikować. Nawet nie myślałam o tym, że mogłabym prowadzić jakieś nagrania live, czy coś jeszcze Wam zaoferować. Kiedy pojawił się Amadeusz nadal płynęłam na tej fali. Z noworodkiem przy piersi pisałam kolejne posty i planowałam wpisy. Nie traciłam energii i motywacji. Miałam duże poczucie obowiązku, ale też satysfakcji, które pchały mnie do przodu. Z czasem, te publikacje były wręcz moją rutyną, codziennością.

Kiedy minął rok, a potem zaczął się lockdown zaczęło mi być mało. Chciałam więcej, czułam, że jestem gotowa. Zaczęłam nagrywać live’y, otworzyłam sklep, firmę, zorganizowałam wyzwanie i Kongres Mam Sukcesu. Byłam pełna energii, siły do działania. To był dla mnie czas, kiedy pracowałam dniami i nocami. Miałam to szczęście, że w tamtym czasie mój mąż mógł w pełni przejąć opiekę nad dzieciakami. Teraz, patrząc z perspektywy czasu zaniedbałam je w tamtym okresie bardzo mocno, czerpałam jednak tyle satysfakcji z tego co robiłam, że nawet nie analizowałam „zysków i strat” naszej rodziny.

Po Kongresie Mam Sukcesu, który był sukcesem okraszonym bardzo ciężką pracą byłam wykończona. Nie miałam na nic siły, chęci i motywacji. Tak się złożyło, że akurat wyjechaliśmy na nasz RODOS, gdzie jeszcze miałam ambicje pracować, ale nie miałam internetu… Musiałam jeździć po okolicznych wioskach, nawet w burzy i modlić się o zasięg. Wtedy zdecydowałam się, że muszę na trochę odpuścić i „wziąć urlop”. Z dwóch tygodni zrobił nam się miesiąc, ale był to dla moich dzieciaków tak wartościowy czas, zrobili takie postępy, że na pewno nie był to czas zmarnowany. Ja zbierałam pomysły i we wrześniu planowałam powolny powrót tak, żeby po powrocie z tygodnia nad morzem ruszyć z kopyta.

Miałam przygotowane materiały na nowe wyzwanie o Linkedin. Aga, która mnie wspierała tworzyła ebooka. Działo się, ale nie tylko zawodowo… Podczas wizyty u ginekologa, niespodziewanie dowiedziałam się, że jestem w ciąży! To był szok, ogromny! W ogóle się tego nie spodziewałam, nie pozwoliłam mu założyć karty ciąży – bo ja nie po to przyszłam, a kiedy dawał mi zdjęcie USG, w ogóle nie rozumiałam co ja mam z tym zdjęciem zrobić. Oczywiście zrobiłam badania z krwi, które kilka tygodni wcześniej upewniły mnie, że przecież w ciąży nie jestem… I taki „pro tip” badanie BETA HCG zawsze róbcie dwa razy, bo wynik negatywny wcale taki nie musi być. Gdybym ja, pomimo wyniku negatywnego badanie powtórzyła dowiedziałabym się o ciąży kilka tygodni wcześniej i oszczędziłabym sobie takiego ciężkiego szoku – wystarczy, że beta wzrasta i już wiecie, że „coś” jest na rzeczy.

Na szczęście po tych rewelacjach wyjeżdżałam z dziećmi nad morze i mogłam pozbierać myśli. Nie miałam żadnych dolegliwości i spokojnie mogłam myśleć. Jednak, te dolegliwości się pojawiły zanim wróciliśmy z wakacji. Mdłości i ogromna senność. Kolejne tygodnie pamiętam jak przez mgłę. Spałam non stop, potrafiłam zasnąć podczas rozmowy, albo w pół zdania czytając bajkę. Hitem było, jak czytając o Toli odpływałam i mówiłam Nadia zamiast Tola. Strasznie to Teodora złościło…

Nie był to dobry czas dla nas. Ani dla mnie fizycznie, ani dla mnie jako mamy, ani też dla reszty mojej rodziny. Dzieciaki były zagubione, czuły się odtrącone, Amadeusz zaczął się budzić o 3 w nocy… Zdecydowanie mroczne czasy. Na szczęście wszystko zaczęło powoli mijać. Końcówka grudnia była już całkiem okej, a od początku nowego roku staram się wrócić na stare tory.

Informacja o tej ciąży i to, jak ją przechodzę wywróciła nasze życie do góry nogami. I mocno też przewartościowała to, co robię i co jest dla mnie ważne. Nie porzucam tematów HRowych, nadal będą się tutaj pojawiać i mam nadzieję, że będzie ich całkiem sporo. Musicie mi jednak wybaczyć, że tak, jak wiosna i lato zeszłego roku to był u mnie „HR”, tak teraz jestem w fazie „mama”. Chcę to w pełni zaakceptować i się tym stanem nacieszyć. Szczególnie, że jak niektórzy mówią, przed nami największy rodzinny szok, czyli pojawienie się trzeciego dziecka…

Mogą Cię zainteresować również

1 komentarz

  1. Gratulacje!!! Wiadomo, że człowiek by chciał wszędzie być, wszystko robić, rozwijać się itd., ale czasem życie samo nam pokazuje, że powinniśmy zwolnić 😉 Trzymam kciuki i wiem, że HR mama nie zniknie, a że będzie mniej HR, a więcej mamy – cóż, takie życie 🙂 Nic się nie martw, to jest na pewno dla wszystkich czytelników w 100% zrozumiałe 🙂

Pozostaw odpowiedź Natalia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *