Ile mnie w życiu radości i miłości ominęło…

O relacji naszych dzieci z ich dziadkami można by książkę napisać. Pewnie na ten moment byłaby bardziej o zmianie ról, kiedy dzieci stają się rodzicami, a rodzice dziadkami. Bolesny proces, dla wszystkich stron. Jednak tym razem o czymś, co niby oczywiste, a jednak odkryłam to dopiero teraz.

Ostatnio Teodor ma fazę na „Dziadzię”. Wszystko chciałby robić tylko z dziadkiem, nawet wolał dzisiaj jechać samochodem z babcią i dziadkiem, niż z nami. Po raz pierwszy poczułam, że mi dziecko dorasta. Kiedy spał pierwszy raz sam u dziadków, jakoś we wrześniu zeszłego roku, było mi troszkę przykro, że mój maluszek jest już taki duży. Chociaż dobrze to zniósł, nie płakał i był całkiem zadowolony to była to nasza – dorosłych decyzja. Za to dzisiaj, sam zdecydował, że woli jechać z nimi. Podobno była chwila grozy kiedy przypomniała mu się mama (ha, czyli jeszcze bywam ważna!), ale dziadkowi udało się opanować sytuację.

Sama nigdy nie spotkałam moich dziadków. Jeden zmarł jeszcze długo przed moimi narodzinami, drugi kilka miesięcy po moich urodzinach. Mgliste postacie z przeszłości. Ani mi specjalnie bliscy, ani dalecy. Miałam zupełnie ambiwalentny stosunek do tych panów, których groby odwiedzam za każdym razem jak jestem na cmentarzu. Na cmentarz chodzę do Babć, znałam je obie, kochałam.

Dlaczego o tym piszę? Ponieważ dopiero teraz, widząc relację moich dzieci z dziadkami zrozumiałam jakie to jest ważne. Jak ogromny wpływ nasi rodzice mogą mieć na nasze dzieci. Przez to, że nie poznałam moich „dziadziów”, instytucja dziadka wydawała mi się zawsze dziwna. Koleżanki opowiadały o ojcach swoich rodziców, tych dziwnych starszych panach, że tacy super, że robią z nimi to i tamto. Dla mnie było to dziwne. Jacyś panowie, starsi, często już niezupełnie zdrowi, o lasce. I oni mają być atrakcyjnymi towarzyszami zabaw? No nie, to nie dla mnie. Może to i jest rodzina, ale nie… Starszych wujków też nie miałam, więc w ogóle starsi mężczyźni i jakieś relacje z nimi były dla mnie abstrakcją. Proszę, nie uznajcie mnie teraz za wariatkę. Ja nigdy wcześniej o tym nie myślałam. „Dziadziów” się ma, albo nie. Ja nie mam i żadna strata, nie potrzebuję, nie tęsknię, jest okej. Teraz dopiero widzę, że to byłby zupełnie inny świat relacji, przyjaźni, przygód. Trochę mi żal tej małej Zosi, że ją to wszystko ominęło.

Teraz patrząc na Teodora z dziadkami rozumiem jaka to wspaniała relacja. Ile mój syn może z niej wyciągnąć życiowej mądrości, miłości i wspomnień na całe życie. Chłopcy mają obie babcie i obu dziadków. Tak się akurat składa, że moi rodzice mieszkają jakieś 30 minut drogi od nas. Drudzy dziadkowie za to mieszkają ponad 300km. To powoduje, że z moimi rodzicami na ten moment relacja jest bliższa. Z dziadziem Romkiem chodzi się do biblioteki, ogląda samoloty i chodzi po lesie szukając „dzika”. Dziadek już planuje wyprawy w góry i jeżeli tylko mój syn będzie gotowy, czy to w wieku 3/4/5lat z chęcią go na taką wyprawę wyślę. Babcia Hania to wyprawy do teatrów, pyszna kaszka z sokiem i zabawkowa kuchnia z lodówką pełną szydełkowych pyszności. Ku mojej radości chociaż z drugimi dziadkami widzimy się zdecydowanie rzadziej, oni nie odpuszczają pola. Kiedy nas odwiedzają niepewne są tylko pierwsze chwile. Potem już nie ma oporów przed przytulaniem czy wspólną zabawą. Ulubionym sweterkiem Teo, chociaż już za małym, jest ten z liskiem zrobiony przez babcię Beatę. Dziadek Piotr natomiast uratował nas przed straszliwą tragedią. Pewien sklep ma promocję i wydając określoną kwotę można dostać figurkę zwierzątka. Okazało się, że wymieniłam nasze punkty na złe zwierzątka. Miał być krokodyl, a mamy lwa i pingwina. Na szczęście dziadek uzbierał aż 7 z 10 naklejek, babcia dołożyła 3 i po znajomości spod lady załatwiła krokodyla. Dzisiaj powinien być u nas! To może uchroni nas przed kolejnym atakiem krokodylich łez – naprawdę nawinie w to wierzę.

Pozwolenie dziecku na tworzenie swojej własnej, bardzo bliskiej relacji z kimś innym niż my – rodzice, bywa trudne. Na to czy nasze dzieci mają dziadków czy nie, czy nasi rodzice chcą mieć relacje z naszymi dziećmi czy nie, nie mamy wpływu. Kiedy nie ma możliwości na utworzenie bliskiej więzi trzeba pomóc dziecku i wytłumaczyć. Kiedy jednak ta możliwość i chęci są, to nie powinniśmy stawać im na drodze. Mała Zosia dopiero teraz rozumie ile ją ominęło i na pewno nie pozwoli, żeby Teodor czy Amadeusz kiedyś byli na jej miejscu.

Mogą Cię zainteresować również

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *