W lidronkach nie ma papieru toaletowego. Rodzice przymusowo muszą zaopiekować się przez 2 tygodnie swoimi dziećmi. We Włoszech można się przemieszczać tylko z przepustką. W Polsce wszyscy pracują zdalnie, opiekują się dziećmi albo są w samym środku tego szaleństwa. Jak przetrwać i czy cokolwiek ma jeszcze sens?
Doskonale pamiętam tę chwilę kiedy dowiedziałam się o wirusie. Byłam akurat u moich rodziców, usypiałam Amadeusza, a moja mama obok oglądała wiadomości. Na jej „o rety, zobacz!” wzruszyłam ramionami i zupełnie mnie to nie obeszło. Tak, tak, kolejny wirus. Średnio co dwa lata się jakiś pojawia, nic nowego. W dodatku gdzieś tam w Chinach. Nie wiem czy minął miesiąc od tamtej chwili, a ja siedzę zamknięta z rodziną w domu i nawet nie jadę odwiedzić rodziców. Ba, ja tydzień temu zabrałam Teosia do kawiarni na mamowe spotkanie. Kiedy go zabiorę kolejny raz?
Mam wrażenie, że jak przy wielu ważnych kwestiach podzieliliśmy się na dwa obozy. Jeden to ci panikujący, zostający w domu, z zapasami na czarną godzinę. Drudzy bagatelizują wszystko, chodzą na place zabaw, do galerii handlowej i jedzą w restauracjach. Siebie umieściłabym gdzieś pośrodku – bo w moim odczuciu zachowuję zdrowy rozsądek. Jestem przy tym przekonana, że moje standardy zdrowego rozsądku dla kogoś innego mogą być totalnym szaleństwem. Trudno, robię to, co wydaje mi się najlepsze dla mojej rodziny. Zresztą, jak zawsze.
Jakoś nie wierzę, żebyśmy za dwa tygodnie mieli spokój. Szczerze, to nie wierzę, żebyśmy do poprzedniego porządku wrócili kiedykolwiek. Bo to już nigdy nie będzie to samo. I nie chodzi nawet o to, że części z nas w tej wersji „po” zabraknie. Raczej widzę krach w gospodarce, firmy, które upadną, ludzi bez pracy i nowe zaostrzenia i ograniczenia wolności, które oczywiście mają nam służyć na co dzień. Ja do mojej wolności jestem mocno przywiązana, biorę w pełni odpowiedzialność za moje decyzje i niech tak zostanie – jednak wiem, że będąc częścią społeczeństwa zgadzam się, że demokracja mnie tej możliwości pozbawi. Oby tylko nie za bardzo.
Zatem, co? Dwa tygodnie, może miesiąc, być może dwa. I co dalej? Nie wiem, nie chcę wróżyć. Nie powiem Ci, że będzie tak i tak, że stracisz pracę albo ją znajdziesz, że zmieni się zupełnie rynek pracy. Jestem jednak przekonana, że można ten czas przyjąć jako dar. Kiedy ostatnio mieliście czas żeby tak z rodziną być razem? Bez konieczności rodzinnych spotkań, załatwiania spraw itd.? Kiedy ostatnio miałaś możliwość nie wychodzenia z domu. Jasne, teraz Ci nie wolno i pewnie ten fakt strasznie uwiera, ale zostań sobie w domu, w wyciągniętym dresie i zamiast robić pranie poczytaj książkę i napij się herbaty. Możesz też pomyśleć o zrobieniu kursu online, zdobyciu wiedzy, nawiązaniu nowych kontaktów chociażby przez dodanie się do branżowych grup na facebooku. Pewnie przez najbliższe dni nie będziesz miała na to zasobów – daj sobie czas, ze spokojem odpocznij. Ten czas jednak minie i kiedy zauważysz, że masz nadmiar energii poza sprzątaniem i zabawą z dziećmi spożytkuj ją dbając o te wszystkie obszary, na które normalnie nie miałaś czasu.
Ja już mam swoje plany na najbliższe dni. Mocno biłam się z myślami czy robić w piątek spotkania online. Stwierdziłam jednak, że nie ma co przekładać i czekać. Jest trudno, jest smutno. Dzisiaj i pewnie jeszcze przez jakiś czas. Warto jednak patrzeć w przyszłość i o nią zadbać.