Moje dziecko dorasta, czyli nikt nie śpi z mamą do 18tki!

Każde dziecko jest inne, każdy rodzic jest inny, nawet w jednej rodzinie dzieci są wychowywane różnie, chociaż niby tak samo. Co łączy wszystkie dzieci? Osiąganie kamieni milowych. Jedne szybciej, drugie wolniej. Jednak w ogólnym rozrachunku, w momencie osiągnięcia pełnoletniości nikt nie śpi z mamą, nie pije mleka z jej piersi i potrafi się nakarmić i ubrać. Z przygotowaniem jedzenia bywa różnie, z ubraniem podobnie…

My współśpimy z dziećmi, albo raczej współspaliśmy. O ile na początku wydawało mi się, że nie ma opcji i moje dziecko będzie spało w łóżeczku, tak od pierwszej nocy na tym świecie spało ze mną. Tak, już w szpitalu Teoś leżał cały czas ze mną w łóżku, a raczej na mnie. Po powrocie do domu były naiwne próby zmiany tej sytuacji. Nie byłam jednak tak zdeterminowana, żeby zakończyły się one sukcesem. I tak mijał nam czas. Byliśmy w różnych miejscach, u dziadków, w hotelach i zawsze spał z nami. Obawiałam się momentu odstawienia od piersi, poszło gładko i nadal zostaliśmy w jednym łóżku. Kiedy miał się urodzić Amadeusz dorobiliśmy dostawkę do łóżka. Nie, nie dla noworodka ale dla starszaka. Taka namiastka własnego łóżka. W nocy i tak wędrował żeby się do nas przytulić. Bywały też momenty, że nie było już dla niego w tym łóżku miejsca, bo znosił do niego cały swój dobytek. Nam to mimo wszystko nie przeszkadzało, on też wydawał się zadowolony z możliwości przytulenia do nas w każdej chwili.

Przełom nastąpił pewnego październikowego wieczoru. Akurat byliśmy na wakacjach w górach. W hotelu mieliśmy do dyspozycji jedno łóżko małżeńskie, rozkładaną kanapę i łóżko jednoosobowe. Teoś jak tylko je zobaczył ogłosił, że on śpi sam! Byliśmy sceptyczni. Nie tyle do samego pomysłu żeby spał bez nas, co do tego, że na pewno nie zaśnie, będzie w nocy się budzić i płakać. Zupełnie nie mieliśmy racji! Zasypiał błyskawicznie wymęczony atrakcjami dnia i … spał do wschodu słońca. Tak, moje dzieci miał zwyczaj wstawać o wschodzie słońca, teraz wstają jakieś 2h wcześniej, codziennie. Tak minął nam cały tydzień. Kiedy wróciliśmy do domu okazało się, że nasz starszak nie potrzebuje już towarzystwa do zasypiania. Wystarczył wieczorny rytuał, książeczki – zawsze dwie i buzi w czółko. Następnie on zostawał w łóżku a my wychodziliśmy z pokoju. Kiedy minął tydzień i ta reguła nadal działała postanowiliśmy iść krok dalej. Własne łóżko!

Na początku tygodnia odebrałam paczkę. Nie jest to najlepsze rozwiązanie, bo jest to po prostu składany materac. W ciągu dnia jest fotelem, w nocy łóżkiem. Na razie nie planujemy remontu, a byłby konieczny żeby wstawić do pokoju Teo normalne łóżko. Emocji przy rozpakowywaniu paczki było wiele, potem radość skakania po nowym nabytku. Wieczorem założyliśmy świeżą pościel, tata przeczytał umytemu starszakowi bajki i… I w sumie na tym zakończyło się pasmo sukcesów. Ponad godzinę Teodor się bawił. Bawił się jak nigdy, ułożył wszystkie autka na pułkach, pociągi, potem wypakował kolekcję zwierzątek, które chciał mi sprzedać, bo zbudował sobie sklep. Ubaw po pachy. Szczególnie dla Kacpra, który na kamerce słuchał tych opowieści dziwnych treści – Teo jest na etapie mówienia cały czas, bez przerwy. W końcu, już nie wytrzymałam i postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Nie poszło szybko, ani łatwo. Nawet w międzyczasie była przerwa na jedzenie, picie, mycie. Kiedy w końcu skończyły się metody przeciągania, które bardzo dobrze pamiętam z własnego dzieciństwa, wylądowałam koło syna, na zdecydowanie zbyt wąskim łóżku. Naprawdę, już żałuję, że nie kupiliśmy czegoś zdecydowanie szerszego i co tam, że by się nie zmieściło. Ja bym się zmieściła! Kiedy w końcu wysłuchałam bajki o głodnej gąsienicy i odśpiewano mi kołysankę o autach jadących z daleka udało się zasnąć. I tą pierwszą noc przespał całą! Od 20:00 do 7:30. Aż trudno mi w to uwierzyć jak teraz o tym piszę. Marzenia się spełniają. Niestety, był to chwilowy sukces. Dwie kolejne noce to były wędrówki do naszej sypialni, płacze i dramaty. Jedyne co się poprawiło to długość spania. Zdarza się dobić do 7, czasem jest to 6. Generalnie i tak zaliczam to do sukcesu, Amadeusz nadal wstaje o 5…

Kiedy rodzi się dziecko, w rodzinie nagle wszyscy doskonale wiedzą jak je wychować. Bezdzietne ciotki, babcie, kuzynki i dawno niewidziane koleżanki się aktywują i zaczynają pomagać dobrym słowem. Z dzieckiem się nie śpi, nie karm piersią, daj mu soczek, źle leży, dobrze, a po co mu fotelik w samochodzie. I biedny, młody rodzic się miota. Bo z jednej strony te dobre rady przychodzą z siłą autorytetu, albo chociaż świętym przekonaniem, a z drugiej strony on czuje, że to tak nie działa. Nie ma jednak odwagi postawić na swoim. Czasami, na szczęście, podejmuje się tego szalonego kroku. Podobnie było u nas, na początku przelała się przez nas fala krytyki wszelakiej i nadal często wzbiera. My za to jesteśmy wprawionymi żeglarzami i nie tak łatwo zbić nas z azymutu, bo wiemy, że najważniejsze jest zaufanie do dziecka.

Z tym zaufaniem to jest taka śliska sprawa. Z jednej strony już taki noworodek ogarnia się na tyle, że potrafi zakomunikować swoje potrzeby – mokro, zimno, jeść, przytulasek. Maluch tak głośno dopomina się o wszystko, że słyszy to cały blok. Z czasem potrzeby się zmieniają, jednak główni opiekunowie dziecka nadal potrafią je zrozumieć. I dziecko wtedy nie manipuluje, nie jest wredne ani złośliwe, ono informuje świat o swoich potrzebach. Tak jest kiedy jest głodne i kiedy nie chce być zostawione samo w łóżeczku, bo się np. boi i potrzebuje bliskości. Ostatnio przez internet przetoczyła się afera. W jednej, nowej książce, tak zwana trenerka snu napisała, że czasem tak bywa, że dzieci przy zasypianiu wymiotują. Nie ma się czym przejmować, zdarza się najlepszym, nic z tym nie trzeba robić i kontynuować uczenie dziecka zasypiania. Nie będę się rozwodzić na czym to „uczenie” polega, bo nigdy nie zgłębiałam tematu – nie potrzebowałam. To co wiem, tylko mnie utwierdziło, że takich cudów nie potrzebuję, nie chcę i nie zafunduję podobnego genialnego pomysłu moim dzieciom. Z drugiej strony tego zaufania do kompetencji dziecka są nieprawidłowości. Czasem jakieś drobne, innym razem bardzo poważne. Matka czuje, że coś jest nie tak, a wszyscy dookoła bagatelizują temat, czasem nawet ją wyśmiewają i zniechęcają do odwiedzenia specjalisty. Bywa, że jest to jednak wskazane i jakieś niedopatrzenia będą się jeszcze długo za dzieckiem ciągnąć.

Czy dzieciom śpiącym daleko od rodziców dzieje się krzywda? Trudno mi powiedzieć i ocenić. Czy lepiej śpi się z dzieckiem, dla mnie zdecydowanie tak, dla mojego męża, który często bywał skopany przez malutkie, słodziutkie, dwuletnie nóżki, zdecydowanie nie. Wiem jedno – dziecko musi być gotowe, a jeżeli się odpowiednio poczeka na sygnał ze strony dziecka, to ono te wszystkie kamienie milowe zaliczy. Prędzej, czy później. Do 18tki na pewno.

Doskonale znam te historie o dramatach, kiedy dziecko odkładane do łóżeczka płakało, zapierało się nóżkami i rączkami. Moje czasami podobnie reagowało w łóżku, jednak zawsze się w końcu do mnie przytulał i kryzys był zażegnany. I tak sobie spaliśmy aż on nie poczuł się na tyle pewny siebie, żeby spróbować spać samodzielnie. Bez płaczu, bez dramatów, wziął misia i położył się spać. A kiedy leżałam koło niego to opowiedział mi bajkę, dał buzi w czółko, zupełnie tak jak my mu wcześniej robiliśmy. Naturalnie i spokojnie. Podobnie u nas poszło odstawienie od piersi i żyję nadzieją, że z odpieluchowaniem, wcześniej niż później, pójdzie tak samo.

Rodzicielstwo to towarzyszenie. Nie wyręczanie i przybliżanie nieba. To bycie wtedy, kiedy dziecko nas potrzebuje. Czy to żeby się najeść, czy żeby chwycić za rękę kiedy się boi. My nie musimy robić wiele więcej poza samym byciem i wspieraniem. Na wszystko przyjdzie czas, dziecko kiedyś będzie gotowe. Do 18tki na pewno, co jest w gruncie rzeczy pocieszające, bo ja wcale nie chce żeby moje dzieci już były pełnoletnie. Jeszcze nie.

Mogą Cię zainteresować również

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *