Nasz domowy plac zabaw – czyli jak przetrwać w zamknięciu z dziećmi?

Dzieci mają bardzo dużo energii. Niektóre mają jej tyle, że po dniu z nim spędzonym rodzic nie wie jak się nazywa. Czasem zdarza się, że ma się dwójkę takich energicznych małych ludzi. I jak wtedy wytrzymać zakazy i nakazy? Czy można zamknąć się w domu i nie zwariować? Nas bardzo sprawdzony pomysł na rozładowanie energii dwóch małych chłopców!

Pandemia złapała nas na początku remontu. Akurat zdążyliśmy podjąć decyzję, która chodziła za nami od ponad 5 lat i zrobić totalną rotację pomieszczeń w mieszkaniu. I tak, z salonu zrobiliśmy pokój dzieci, z ich pokoju naszą sypialnię, ze sypialni biuro, a z biura salon. Tak, można się zgubić gdzieś w połowie, a jak jeszcze nie bardzo można wychodzić z domu, jest się na małej przestrzeni z dwójką małych chłopców, to już w ogóle szaleństwo. W ten sposób przetrwaliśmy cały okres „zamknięcia”. I kiedy powoli świat zaczynał wracać do normalności wiedzieliśmy, że przed jesienią – bez względu na to, czy znowu nas zamkną, czy też nie my MUSIMY być przygotowani!

Pierwszym co nam przyszło do głowy, był domowy plac zabaw. Konstrukcja z drabinek i zjeżdżalni. Genialny pomysł, dzieciaków pokój ma teraz 20m2, więc nawet całkiem dobrze by nam się wszystko pomieściło. Minus? Cena i fakt, że jest to zabawka cudowna, ale do ograniczonego użytku czasowego. Dlaczego? Bo jak chłopcy będą trochę starsi to z niej wyrosną, zjeżdżalnia będzie za krótka, drabinki za niskie i już nie będzie atrakcji.

Drugim naszym pomysłem była ścianka wspinaczkowa. Nawet mamy już kupione uchwyty, które planujemy przymocować do ściany. Minus? Trzeba taką ściankę zbudować, doliczyć jeszcze koszt materaca i… ścianki nie zabierzemy ze sobą na działkę. Świetny pomysł, na pewno do zrealizowania, ale bliżej jesieni.

Trzeci pomysł wydał nam się GENIALNY! Od dawna obserwowałam to cudo na różnych grupach parentingowych w internecie. Oglądałam piękne zdjęcia na Instagramie i wyobrażałam sobie jak by to było, gdyby i moje dzieci miały taką zabawkę! Było jedno, bardzo poważne „ale”. Nawet dwa. Po pierwsze, CENA. Po drugie, można by zrobić samemu, ale skąd pewność, że dzieciaki będą chciały się taką zabawką bawić?

Odkąd nastało większe rozluźnienie, i w końcu można odwiedzać różne fajne miejsca chodzę z chłopcami na Kino samochodowe do A po co mi to? Cudownej poznańskiej bawialni, gdzie możecie nas spotkać w każdy czwartek – na bawialni i w piątek – na HRowych konsultacjach. I właśnie tam mieliśmy okazję wypróbować mój genialny pomysł w praktyce. Zachwyt chłopców jedynie mnie utwierdził w tym, że mamy wiedzę co się spodoba ich dzieciom…
Bujak ze zjeżdżalnią! Zarówno półtoraroczny Amadeusz, jak i trzy i pół letni Teodor nie chcieli z niego zejść! Zarówno w wersji bujaka jak i drabinki ze zjeżdżalnią. Po dwóch wizytach w A po co mi to? Wiedziałam, że to jest to, czego szukaliśmy. Nie dość, że super atrakcja dla dzieci i możliwość spożytkowania ich energii, to w dodatku całkiem kompaktowe i można zabrać na działkę!

Pojawił się problem ceny, ale jak się okazało nie trzeba od razu kupować u najdroższych producentów. Nasz bujak ze zjeżdżalnią są autorstwa wspaniałej Ani ze Sznurkowelove, która tworzy również okolicznościowe kartki, sensoryczne memo i planuje jeszcze więcej dzieciowych wspaniałości! Co najzabawniejsze, jest sąsiadką moich rodziców, więc ja tak długo kombinowałam i rozmyślałam nad kupnem tego bujaka, a miałam go tuż pod nosem!

Zatem, jak się bawią moje dzieci?

– tradycyjnie bujakiem, Teodor od tygodnia w nim zasypia. Nigdy nie miał kołyski, więc to może jakaś tęsknota z maleńkości… Jak dotychczas nie mieliśmy też żadnych wypadków z uszkodzonymi, przytrzaśniętymi paluszkami i  mam nadzieję, że tak zostanie!
– drabinką, tutaj chłopcy wchodzą przodem, tyłem, schodzą głową w dół. Pomysłów mają tyle, że czasami wolę nie patrzeć. Zaczęli też skakać z samej góry na dół, więc podkładamy im materac. Bardziej z troski o sąsiadów na dole, bo oni sami wydają się urodzonymi skoczkami.
– zjeżdżalnią, ulubiona wersja. Zjeżdżają tradycyjnie, spuszczają auta, wchodzą „pod prąd” na czworakach, na stojąco – nawet Amadeusz, czym doprowadza mnie czasami do zawału. Cała konstrukcja jest tak stabilna i wytrzymała, że daje radę z ich dwójką i myślę, że dobre kilkanaście kilo jeszcze by wytrzymała (mieliśmy przedsmak w A po co mi to? Kiedy całe stadko dzieci się na tę zjeżdżalnię i bujak wdrapało).
– tworzą również bazę, tunel do czołgania się i mam wrażenie, że to dopiero początek ich kreatywności i pomysłów na wykorzystanie bujaka i zjeżdżalni…

I co, post sponsorowany i koniecznie macie kupować u Ani swoje bujaki? Nie, ale z całego serca polecam! Myśl przewodnia jest taka, że dobrze  jest rozejrzeć się dookoła i wspierać lokalny biznes, bo czasami tuż pod nosem mamy rzeczy wspaniałej jakości, a w o wiele niższej cenie niż te najpopularniejsze. Poza tym, dobrze jest się przygotować na okres jesiennych deszczy, chorób i innych ciekawostek, które mogą nas spotkać. Ja wiem jedno, na pewno nie chcę mieć powtórki z buchającymi energią chłopcami, bo wtedy męczą się i oni i my. Na sam koniec powiem tylko, że to, że moi chłopcy są bujakiem ze zjeżdżalnią zachwyceni nie znaczy, że i Twoje dziecko będzie, więc lepiej odwieź miejsce, gdzie będziecie mogli sprawdzić zainteresowanie. Szkoda pieniędzy i uszczęśliwiania na siłę.

Mogą Cię zainteresować również

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *