Dla nikogo nie jest zaskoczeniem, że ludzie się między sobą różnią. Wyglądem, charakterem, poglądami. Niby to taka oczywistość, a jednak. Kiedy mamy dwóch ludzi należących do tej samej rodziny, którzy mają tych samych rodziców, jest sporym zaskoczeniem, że mogą się różnić. O tym, że dzieci nie należy porównywać słyszy się cały czas. Bo każde jest inne, rozwija się w swoim tempie itp. itd…
A jednak, kiedy czekaliśmy na drugiego synka często się zastanawialiśmy jak to będzie. Nasłuchaliśmy się strasznych historii o tym jakie to drugie dziecko jest złe. Gdyby było pierwsze to rodzice nigdy by się na kolejne nie zdecydowali, blablabla… Zgrywaliśmy odważnych, a w głębi serca pewien lęk był. Bo czy da się kochać dziecko równie mocno jak kochamy naszego pierworodnego? On jest taki ładny i cudowny i nasze życie jest takie poukładane. Czy jeżeli ten drugi będzie totalnym przeciwieństwem to damy sobie radę i nie pomyślimy pewnego dnia: Szkoda, że nie mamy tylko jednego dziecka.
Amadeusz wziął nas z zaskoczenia. 28 grudnia kładłam się spać z myślą o tym, że skoro tyle w tej ciąży wytrzymałam, to naprawdę będzie mi mega przykro jeżeli urodzę przed 1 stycznia. No przecież dałam radę, wytrzymam, będziemy mieli dwójkę dzieci z tego samego dnia. Ale nie, nie miałam na to żadnego wpływu. Może, gdybym nie obudziła się wtedy żeby przekręcić się na drugi bok, nic by się nie stało. Ruszyłam jednak nogą i… odeszły mi wody. Nie delikatne sączenie. Kiedy na oddziale położna się próbowała dowiedzieć ile ich odeszło, a ja nie potrafiłam oszacować podpowiadała: „Łyżeczka, trochę więcej?”. Odpowiedziałam jej wtedy: „Ooooj, więcej tak z dzbanek?”. Cała nasza trójka była w szoku, z Teosiem na czele. Kacper był oazą spokoju ale miał swoje zadania do wykonania, mnie było ciężko się ogarnąć i to Teoś zachował trzeźwość umysłu i podał mi okulary, telefon, a kiedy przyjechała Babcia, żeby go przejąć to mocno mnie wyściskał i poszedł czytać bajkę. Taki mój malutki zuch. I dla mnie to on malutki był wtedy chyba po raz ostatni, bo kiedy wróciłam po 3 dniach do domu to przywitał mnie chłopiec. Duży, ciężki i taki dojrzały. Nawet jak się przytula to jakoś tak go dużo i ma te nogi takie długie i ręce…
Wracając do Amadeusza, to poród był również inny, ekspresowy, bez oksytocyny, znieczulenia, nacięcia. Na znieczulenie nie było czasu, bo jak mnie na porodówce podłączyli pod KTG to już odłączyć nie zdążyli bo urodziłam. Akurat trafiłam na zmianę położnych. Pierwsza z nich mówiła żebym się tak nie śpieszyła, bo ona chce do domu iść za chwilę, ja jej na to, że zdąży ale przed 8 urodzę. Kacper obstawiał, że o 7 będzie po sprawie. Nasz drugi syn pojawił się na świecie o 7:30. Kiedy zostałam już przewieziona na oddział położniczy i zostałam sama z małym też było inaczej. W ogóle bardzo dobrze wspominam pobyt w szpitalu. Wiedziałam co się ze mną dzieje, wiedziałam jak się zająć dzieckiem, mogłam bezkarnie wcinać słodycze i nic nie robić poza zmianą pieluchy czy karmieniem. W dodatku byłam sama w pokoju, idealnie!
Powrót do domu na imprezę noworoczną był wyzwaniem. Strach przed pierwszym spotkaniem chłopców okazał się zupełnie nieuzasadniony. Ta braterska idylla trwa jak na razie i oby tak zostało.
A jaki jest nasz drugi syn? No właśnie, zupełnie inny niż jego brat! Wiedzieliście, że dziecko odłożone do łóżeczka może samo zasnąć? Ha, ja takiego egzemplarza nie spotkałam, aż sobie go 3 tygodnie temu nie urodziłam. Mały potrafi oglądać kontrastowe obrazki przez kilkanaście minut, a potem spokojnie zasnąć, albo dopominać się jedzenia. Praktycznie nie płacze, ale to chyba wynika z naszego doświadczenia i uwielbienia do ciszy – reagujemy na jego potrzeby zanim zacznie płakać. Już nie spędzam 8h na kanapie karmiąc, bo moje dziecko się tego nie dopomina. Naje się, poprzytula i zaśnie. I takiego śpiącego precelka można odłożyć do łóżeczka, a raz nawet udało nam się go śpiącego wykąpać! Wiem, że zupełnie nie świadomie, ale nawet się wtedy uśmiechał! Z wyglądu są podobno podobni, mnie ciężko ocenić. Mam takie jedno zdjęcie kiedy Amadeo w świątecznym ubranku płacze, dwa lata temu w tym samym ubranku i czapeczce robiłam zdjęcie Teo. Płakał identycznie, na tym zdjęciu to nawet ja widzę podobieństwo.
Porównujemy naszych chłopców, bo jest to silniejsze od nas. Na razie po cichu na zasadzie – ten dużo śpi, a ten nie chciał spać; tamten był bardziej przytulaśny, a ten tak się tego nie domaga, ten wydaje z siebie ciągle jakieś dźwięki, tamten był bardziej cichy (przez co w nocy zdarza mi się spokojnie śpiące dziecko próbować nakarmić, bo przecież coś tam jęczał… on zupełnie nieświadomie przez sen, a ja nieprzyzwyczajona już w pełni rozbudzona gotowa do zaopiekowania się nim). Mam nadzieję, że uda nam się powstrzymać przed innymi formami porównań – inteligentny/ mniej rozgarnięty; odpowiedzialny/narwany itd.
Teodor i Amadeusz urodzili się w dwóch różnych rodzinach. Teoś był ( i w sumie nadal jest, bo to na nim będziemy się uczyć być rodzicami 2latka, przedszkolaka itd.) egzemplarzem testowym. Staramy się, ale nerwowości w ruchach nie da się tak łatwo pozbyć, szczególnie jeżeli tak bardzo nie che popełnić się nawet najdrobniejszego błędu. W dodatku Teo przez dwa lata był centrum naszego rodzinnego wszechświata – spanie na już, jedzenie na już, przytulanie i noszenie też na każde życzenie. Amadeusz na pewno odczuwa naszą pewność w ruchach kiedy go przebieramy, kąpiemy albo chociażby go karmię. Nie doświadcza tej nerwowości i nieporadności, z którą przez pierwsze kilka miesięcy miał do czynienia jego brat. Dodatkowo ma starszego brata, który bardzo o niego dba i może nie zawsze najdelikatniej ale stara się mu pomóc – przykryć kocykiem, zmienić pieluszkę czy pocieszyć kiedy płacze.
To było oczywiste, że nasi synowie będą różni. To było oczywiste, że nasze drugie dziecko nie będzie takie jak w tych wszystkich historiach, których się nasłuchaliśmy (zawsze mógł być gorszy!) To było oczywiste, że teraz poród i połóg będą wyglądać inaczej, i że nasze życie się zmieni. A jednak, kiedy przychodzi co do czego człowiek jest w szoku. Powoli odkrywamy te wszystkie różnice i jest to naprawdę niesamowite doświadczenie, bo odkrywamy je też w sobie. I jednego jestem pewna, bycie rodzicem dwójki dzieci wychodzi nam o wiele lepiej niż bycie rodzicem jedynaka, o życiu bez dzieci nie wspomnę.