Nic na siłę, wszystko młotkiem!

Święta to czas odpoczynku, chwili wytchnienia, zatrzymania się. Po całym maratonie sprzątania, gotowania, paranoi deadlinów końca roku to wszystkim się należy taki, nawet chwilowy, odpoczynek. My siedzimy jak na bombie, bo czy wielkie zmiany nastąpią już zaraz czy faktycznie za 12 dni, tego nikt nie wie. Teoś, chociaż ma dwa lata na pewno to wyczuwa. Przynajmniej my, rodzice, widzimy zmianę w jego zachowaniu i ten podskórny niepokój, który nim targa…

4 stycznia Teoś skończy dwa lata. Teoretycznie już jesteśmy w okresie słynnego buntu dwulatka. Nasz pierworodny zaczyna odkrywać, że jest oddzielnym bytem, który może decydować o sobie jak i o innych. Objawia się to w różny sposób. Naszym „ulubionym” jest dramat, który rozgrywa się przy obieraniu mandarynek. Wiecie, ile to przykrości kiedy nie uda się mandarynki obrać tak, żeby została w jednym kawałku?! Przełamanie jej w trakcie na pół dyskwalifikuje taką mandarynkę do zjedzenia. Czasem tak dzieje się też z kanapką, bananem. Już lepiej się odwodnić niż wypić kompot z innego kubka niż zwykle. Wiem co mówię, obserwuję to od jakiegoś czasu. To są prawdzie dramaty. Nie ma co się śmiać.

Kiedy człowiek jest wypoczęty, to ma w sobie nawet wystarczająco dużo empatii żeby pochylić się w smutku nad tą mandarynką. Gorzej, kiedy jest to któryś dramat z kolei, trzeba posprzątać mieszkanie albo zrobić coś innego, a jeszcze lepiej jak ma się skurcze i trzeba delikwenta tulić, bo „teraz już natychmiast mamo, muszę usiąść u ciebie na kolanach”. Wtedy jest gorzej. Czasem i trzy głębokie wdechy nie dają rady. Ale, przez te 24 miesiące na tyle poznaliśmy Teodora, że już wiemy, że przy nim nic nie można zakładać. Zakładanie, że coś pójdzie źle i sobie nie poradzimy, przebiega bez problemowo. W drugą stronę raczej się nie zdarza. Wyjątkiem jest Święty Mikołaj, którego imienia u nas w domu nawet nie wolno wymawiać… U nas jest Gwiazdor. Gwiazdor jest okej, Mikołaj to powód do łez, jak dobrze, że jesteśmy z Poznania i u nas ten pierwszy roznosi we Wigilię prezenty.

To, czym ostatnio zaskoczył nas Teoś to spanie w swoim łóżku… Rozstawiliśmy łóżeczko, które zmyślnie przerobione przez tatę pełni funkcję dostawki do naszego łóżka. Łóżka, w którym od urodzenia spał z nami Teoś i nie było nocy, żeby zasnął gdzieś indziej. W dzień, na początku zdarzały się drzemki na tapczanie w salonie, jednak noce tylko w łóżku z rodzicami. Jakieś samotne zasypianie, to w ogóle absurd. Sytuacja idealna, kiedy w łóżku usypia zarówno mama i tata, wtedy poczucie bezpieczeństwa osiąga taki poziom, że i w 10minut można zasnąć, ale koniecznie muszą być oboje. Więc, rozstawiliśmy łóżeczko, a co zrobił Teo? Wyprowadził się z naszej części do łóżeczka! Co więcej, nadal ktoś musi być przy zasypianiu, ale najlepiej żeby leżał oddalony na swojej części łóżka i coś opowiadał. Nie głaskał, co gorsza, nie przytulał. Nasz syn przytula się do swojej kociej poduszki, liczymy do 10 i on już śpi. W nocy zdarza się przemieszczenie na naszą część ale to i tak bez porównania z tym, jak było jeszcze kilka dni temu. Tyle się nasłuchaliśmy o tym, jaki to straszny błąd popełniamy śpiąc z dzieckiem. Do 18tki miał się nie wyprowadzić, a nasze życie małżeńskie miało nigdy się nie odrodzić po jego narodzinach. A tutaj, nie dość, że spodziewamy się zaraz drugiego dziecka, to jeszcze pierwsze samo się wyprowadziło z łóżka!

Nie oszukujmy się, pewnie nastąpi regres gdy pojawi się Amadeo. Jednak przykład z łóżkiem to jedna z wielu sytuacji, w której Teoś kolejny raz uczy nas zaufania do siebie. Podobnie było z odstawieniem od piersi.

Gdy dowiedziałam się o ciąży, z wielu powodów, głównie zdrowotnych, musiałam zakończyć naszą przygodę z karmieniem piersią. Było przykro, bo plany były minimum do dwóch lat, a i tandem brzmiał zachęcająco. Dodatkowo, po przeczytaniu miliona historii o tym jakie to straszne, trauma zarówno dla dziecka, jak i dla rodziców i sąsiadów, bo minimum tydzień nieprzespanych nocy dla całego bloku, byliśmy jako rodzice przerażeni. A jednak, nasze odstawienie zajęło dwa dni.

Całą akcję zaplanowaliśmy na piątek, żeby ewentualnie jakoś przetrwać/odespać w weekend. Od rana tłumaczyłam niespełna 1,5 rocznemu dziecku, że już mleka wieczorem nie będzie, opowiadałam jaki będzie rytuał: kąpiel, kolacja, bajka i spać. Powtarzałam to przez cały dzień i pewnie gdyby Teo mógł mówić już bym usłyszała, że przynudzam. Po powrocie z pracy tata dołączył się do powtarzania planu na wieczór. I gdy przyszło co do czego, włączyłam Mozarta, którego słuchaliśmy wieczorami od dłuższego czasu i uspokajał Teodora. Nawet teraz, kiedy dzieje się jakiś straszny dramat i spotyka go nieszczęście to puszczenie mu tej muzyki działa cuda. Tamtego dnia też był dramat, kilka razy nawet uciekł mi z łóżka do taty, żeby się poskarżyć co ta mama sobie wyobraża. Tata powtarzał to, co wcześniej ustaliliśmy i odprowadzał malucha do łóżka. Za trzecim razem, zmęczony płaczem i ogólną niesprawiedliwością świata Teoś zasnął. W nocy obudził się dwa razy żeby napić się wody i tyle! Drugiego dnia było podobnie, ale już bez ucieczek do taty. A trzeciego dnia, w pełni pogodzony z losem zasnął od razu. Bez afer, bez dramatów, bez wzywanego MOPSu i nieprzespanych nocy. Podejrzewam, że on po prostu był na to psychicznie gotowy i kilka miesięcy wcześniej mogłoby tak pięknie się to nie udać… Jednak, i tak jestem z nas dumna. Całej trójki.

Kolejnym wielkim krokiem przed nami jest odpieluchowanie. Teo już mówi, kiedy mu się coś przydarzy. „Nocnik nad nocnikami” znamy prawie na pamięć – a to Teoś sam wybiera lektury. Teoria w pełni opanowana, czekamy na wdrożenie praktyki w życie. Nie śpieszymy się, zanim pójdzie na pierwszą randkę na pewno pozbędziemy się pieluch.

W naszym przypadku zaufanie do dziecka to podstawa. Nie ma co na siłę naszego syna do czegoś zmuszać. Opcja z rozmową, czasem długą i wydającą się totalnie bez sensu działa cuda. W kwestii łóżeczka może nie, to była jego samodzielna decyzja, do której dorósł ale w przypadku odstawienia piersi już nasza, podjęta w dogodnym dla niego momencie. Doskonale teraz widać jak targają nim emocje, jak sam sobie ze sobą nie radzi i wszystko jest na „NIE!”, a zaraz jeszcze ktoś nowy pojawi się w domu i będzie dopiero strasznie. Zobaczymy, nic specjalnie nie planuję poza tym, żeby być z nim, koło niego i dla niego. Może będzie straszliwie zazdrosny, a może nie i kolejny raz nas zaskoczy?

Mogą Cię zainteresować również

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *