To, że dzieci uczą się świata wiemy wszyscy. W pewnym momencie zapominamy o tym i zaczyna nam się wydawać, że skoro ktoś potrafi sam się ubrać czy nakarmić, to rozumie również prawidła fizyki i wiele innych rzeczy, które w końcu są OCZYWISTE.
Pokazywanie Teodorowi świata zawsze sprawiało mi ogromną przyjemność. To, że właśnie ja pokazuję mu jak działa grawitacja, że igły w choinkach kłują, a kot ma puszyste futerko napawało mnie dumą. To wszystko niby jest oczywiste, ale taki maluch przecież tego nie wie. Skąd ma wiedzieć. Podobnie, skąd ma wiedzieć, że kiedy rozmawiam przez telefon powinien być cicho żebym cokolwiek usłyszała albo, że świeżo zaparzona kawa jest gorąca, więc lepiej jej nie dotykać.
Kiedy Teoś był malutki było łatwiej. Jest malutki, to nie wie. Nie potrafi sam się ubrać, umyć zębów czy nakarmić (akurat to potrafi od 8 miesiąca życia) ale jeszcze nie chodzi, więc zdecydowanie dzidziuś. Teraz, kiedy ma ponad dwa lata, coraz sprawniej mówi, bawi się już całkiem abstrakcyjnie – ostatnio zamiast małych chłopców mam w domu dwa auta, wczoraj jechali z Amadeuszem do banku. Sam je, myje ręce a i zęby potrafi umyć, przez co teraz jest mi trudniej. Taki samodzielny młody człowiek, a nie wie. Nie wie, nie rozumie, a przecież to takie oczywiste.
Oczywiste jest, że jak w restauracji fotel opleciony jest drucikiem, i ten drucik jest luźny to się go nie rozwija. Oczywistym jest, że jeżdżenie na młodszym bracie, który właśnie dzisiaj kończy 4 miesiące, to zły pomysł. Oczywistym jest, że jak zawieszam zasłony to nie należy ich ciągnąć w dół, czy nie miesza się brudnych naczyń w zmywarce z czystymi. Oczywiste, nie? No właśnie nie…
Oglądałam niedawno film „Służące”. Bardzo, bardzo zachęcam, bo naprawdę warto. W bardzo dużym skrócie – lata 50te, USA. Biała dziewczyna pisze książkę z historiami z życia czarnych służących. W jednej ze scen, pewnej białej kobiecie ktoś przysyła wiele sedesów, które lądują w jej ogródku (dlaczego – musicie obejrzeć film). Na ratunek przybywa jej koleżanka, ze swoją małą córeczką, którą zajmuje się czarna służąca. Dziewczynce chce się siusiu, a widząc tyle sedesów po prostu z jednego korzysta. Na oczach gapiów, na środku ogródka.
Reakcja jej matki? Raczej typowa dla rodziców tamtych czasów i niestety współczesnych, którzy w pewnym momencie zapominają, że klaps to przemoc i to nadal są małe dzieci. Dzieci, które mają pełne prawo nie wiedzieć i nie rozumieć. Cóż, sama się na tym często łapię. Przecież to jest takie oczywiste. On już jest starszym bratem, dużym chłopcem i powinien wiedzieć. Jednak nie wie. Dopóki ja mu nie powiem (lub inny dorosły), sam nie wywnioskuje z obserwowania nas, nie będzie wiedział.
Wiem, że to nie jest łatwe. Kiedy na chwilę odwrócisz głowę, a Twoje dziecko w tym czasie rozmontuje w restauracji fotel, to nie wiesz czy brać je pod pachę i uciekać, czy może zostawić w zastaw i uciekać samemu. Przeżyłam straszną chwilę grozy, kiedy Teodor postanowił zawisnąć na rączce od wózka, w którym spał Amadeusz. Mały może i waży prawie tyle co starszak, ale wózek tak zgrabnie przyjmował pozycję pionową. Mi przeleciało całe życie przed oczami i wydobywając z siebie przeraźliwy krzyk „Teodor” udało mi się uratować życie młodszemu. Uratować życie? Tak, bo obok leżały kamienie, na których z pewnością by wylądował. Czy Teodor wiedział o co mi chodzi i w czym problem? Czy chciał zabić brata, albo zrobić mi na złość? Nie, chciał sobie „podyndać”, przecież to byłoby takie fajne.
Często brakuje mi zasobów, a mój kubeczek jest zbyt pusty, żeby chciało mi się tłumaczyć oczywistości tego świata. Taki jest jednak urok bycia rodzicem. To my pokazujemy świat i uczymy tych małych ludzi życia. Jeżeli my nie poświęcimy tej chwili na rozmowę z nimi i wytłumaczenie, to skąd mają to wiedzieć? Na prawdę chcemy żeby sami wyciągali wnioski – nie zawsze słuszne? Ignorantia legis non excusat, za dzieci odpowiadamy my, rodzice więc może lepiej upewnić się, że one te prawa znają?
Też dzisiaj dostałam szału kiedy Teodor zrywał mi zasłony, które zawieszałam. Kazałam Kacprowi go natychmiast zabrać. Oooooj, co to był za dramat młodego człowieka. Jednak kiedy naprawiałam to, co on zniszczył, słyszałam jak tata mu tłumaczy w czym rzecz. Przecież on nie mógł wiedzieć (mógł gdybym kiedyś mu to wytłumaczyła – wieszam firany na żabkach, jak będziesz je zrywał to się zniszczą, nie chcę żebyś je zrywał bo psujesz moją pracę; tylko tyle albo aż). Co najważniejsze, tłumaczenie pomogło i moje sfatygowane zasłony nadal wiszą. Szkoda, że na te nasze świrnięte koty tłumaczenia nie działają.
Kiedy następnym razem Twój maluch zrobi coś tak oczywistego, a za razem głupiego/ niebezpiecznego/ szkodliwego. Zanim na niego nakrzyczysz, zezłościsz się i co tam jeszcze robisz kiedy ono znowu coś wymyśla. Weź dwa wdechy i wytłumacz. Może tłumaczenie nie zadziała za pierwszym, ani drugim razem. Może zadziała dopiero za 10, ale przynajmniej będziesz mieć podstawy żeby sądzić, że ono wie o co te emocje.