Rodzina 6 osobowa – 4 ludzi i 2 koty

Dzieci powinny wychowywać się ze zwierzętami! Grzmią jedni. Zwierzę to kłopot, zupełnie bez sensu, zawracanie głowy! Marudzą drudzy. Jak już to psa, pies jest usłuchany. Jak już to kota, bo nie ma z nim problemu. Najlepiej to psa i dwa koty, albo dwa psy i dwa koty. Lepszy zwierz od dziecka. A jak to jest w rodzinie kiedy jest czworo dzieci, w tym dwa kocie?

Lilith i Lucyfer, jak nazywa ich mój mąż. Lucek i Lucyna, jak mówię o nich ja. Dwa koty, które trafiły do nas w bardzo trudnym dla mnie momencie. Zagrożona ciąża, 1,5 roczniak na stanie, to nie jest czas kiedy ma się chęć myśleć jeszcze o kotach. Los tak chciał, że ja myślałam…

Kociaki trafiły do mnie dokładnie w momencie, kiedy musiałam iść na L4 ciążowe. Nagle, zostałam sama w domu z trójką dzieci. Dlaczego piszę trójką? Bo to były kocie maluszki, dzikuski. Kiedy się odwróciłam potrafili wyrwać Teodorowi bułkę z ręki. Do teraz się zdarza, że czyhają koło krzeseł chłopców, aż coś im spadnie. Amadeusz jest w nich totalnie zakochany i oddaje im najlepsze kąski. One, kochają go ze wzajemnością.

Nie wszystko jest jednak kolorowe. Są to koty, jakich nigdy wcześniej nie miałam, a zawsze u nas w domu koty były. Kiedy razem zamieszkaliśmy, żeby jakoś obłaskawić mój instynkt macierzyński wzięliśmy rasową kotkę. Fumiko, była brytyjką. Ależ to była arystokratka. Potrafiła nawet jeść swoje granulki pałeczkami. W sensie, my jej pałeczkami podawaliśmy granulki. Była niesamowita, do tego stopnia, że kiedy planowała zwymiotować szła do kuwety. Cudowny kot, prawdziwy przyjaciel. Było jej jednak smutno kiedy zostawała sama w domu, więc zaadoptowaliśmy Hanako. To była taka mini wprawka do naszych obecnych szogunów. Nigdy nie dorosła, wiecznie była zagubionym kociakiem. Kiedy wzięliśmy ją ze schroniska i wracaliśmy do domu przecisnęła nam się przez raszki od koszyka. Tak, była ultra minimikotkiem. Bardzo długo mieściła się cała na dłoni. Fumiko świetnie się sprawdzała w roli starszej siostry, nie tylko dawała dobry przykład, ale też wychowywała tego małego nicponia. Pojawienie się Teodora na świecie było dla nich sporym szokiem. Staraliśmy się je na to przygotować, Kacper przynosił pieluszki ze szpitala. Ba, przecież ja wróciłam ze szpitala bez dziecka! To jednak nie wystarczyło, stres był dla nich przeogromny, aktywowała się choroba, która najpierw zabiła Fumiko, a niecały miesiąc później Hanako…

Minął prawie rok, kiedy zdecydowaliśmy się na kolejne koty. Czerpiąc z poprzedniego doświadczenia, nie spodziewałam się, że te koty mogą być takie dzikie! Poprzednie doskonale wiedziały, że nie wolno wchodzic na meble w salonie. Czasem im się zdarzyło, ale drzwi mieliśmy cały czas otwarte i ja o nic się nie martwiłam. Przy tych dzikach, bo kotami ich ciężko nazwać, pilnujemy zamkniętych drzwi cały czas. Ja wręcz się czuję, jakbym miała o jeden pokój niej w mieszkaniu. Dlaczego? Bo tam mamy zabytkowe meble, które źle znoszą kocie pazury. Przeżyły drugą wojnę światową, a tych dwóch kotów, obawiam się, że mogłyby nie przetrwać.

I co, wydaje się, że ich nie lubię? Lubię, nawet kocham. Nie jest to jednak miłość łatwa, bo to naprawdę są jak takie małe chochliki, które tylko coś knują. Mają niesamowity talent robienia rzeczy w złym momencie. W środku nocy dziecko mi się przebudza, więc chcę je szybko z powrotem uśpić? Lucek zacznie mruczeć i wchodzić między nas. Ileż już razy się zdarzało, że próbowałam nakarmić go piersią, bo myślałam, że to Amadeusz! Kacper ma nawet przedstawiające to zdjęcia. Jeżeli kiedyś będziemy się rozwodzić, to być może je upubliczni… Wszystkie zasłony i firany w domu były kilkukrotnie zerwane, szafki podrapane, nie można zostawić obierek bo rozniosą po całym domu. Na widok ogórka dostają szału, muszą go zjeść. Tak, nasze koty uwielbiają ogórki. Poza tym są pokraczne. Jeżeli z czegoś można spaść, to one na pewno spadną i coś przy okazji zniszczą. Więc, co? Nie chcemy się ich pozbyć? Szczerze, przychodziły mi czasem takie myśli do głowy. Szczególnie kiedy znowu coś zniszczyły. Jednak to są członkowie naszej rodziny, nie potrafiłabym się z nimi rozstać tylko dlatego, że są trudne.

Zatem, co robimy żeby mimo wszystko nam się dobrze wspólnie żyło? Przede wszystkim koty mają swoją bezpieczną przestrzeń. Do pokoju, w którym urzęduje Kacper wstawiliśmy w drzwi bramkę. Dzieci wiedzą, że nie mogą przez nią przejść, a koty spokojnie sobie tam przeskakują. Tam dostają jeść, pić i mają kuwetę. To jest ich bezpieczna oaza. Dzięki temu, kiedy Teodor postanawia je gonić i krzyczy przy tym przeraźliwie, nie martwię się, bo koty wiedzą gdzie mogą się przed nim schować. Jeżeli tego nie robią, oznacza to, że jeszcze im się cierpliwość nie skończyła. W przypadku Amadeusza i jego czasami ciężkawych oznak miłość, to koty go albo podgryzają albo delikatnie pacną łapą. Nic groźnego, a dają jasny sygnał, że im to nie odpowiada. Poza tym mamy siatkę założoną na balkonie – te koty na bank by wypadły za barierki… Pilnujemy, żeby nie były w pokoju kiedy jest tam otwarte okno, naprawdę miewają dziwne pomysły, nie chcę ich sprawdzać. Podobnie dzięki kotom zawsze mamy zamknięte drzwi do wc, bo rolka papieru toaletowego to jak Gwiazdka w maju dla nich.

Poza tym, nic specjalnego. Nie prowadzimy specjalnych pogadanek, reguł i zasad. Tworzymy rodzinę, wszyscy mamy swoje prawa. W przypadku kotów nie napiszę o obowiązkach, ale mają ograniczenia, od których niema odstępstw. Myślę, że dobrze im idzie wychowywanie naszych chłopców, uczenie ich troski i empatii w stosunku do zwierząt. A przy tym grzeją kiedy za oknem, w kwietniu, pada śnieg.

Mogą Cię zainteresować również

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *