Są tacy, którzy bawią się w tetrę!

Pieluszki tetrowe kojarzą się z naszym dzieciństwem. Tą żmudną pracą naszych mam i babć, które musiały tę tetrę wypłukać, wyprać ręcznie albo w pralce wirnikowej, a następnie wygotować i wyprasować. Potem zmieniały milion razy dziennie, bo przecieki. I w ten sposób wszyscy rezygnowaliśmy z pieluch w okolicach roku. Czy my, czy za nas podejmowano tę decyzję – mało ważne. Istotne, że już odchodziły godziny dodatkowych pieluchowych obowiązków.

Współcześnie mamy, pieluszki jednorazowe – pampersy. Super chłonność, sucha pupa nawet do 12 godzin na dobę. Przy pomyślnych wiatrach można zużyć 2/3 pieluszki na cały dzień. Nie trzeba prać, tylko kupić, założyć i wyrzucić. W międzyczasie zainwestować w dwa kremy na odparzenia, ale to przecież żaden wydatek, a roboty mało, tylko o tych śmieciach trzeba pamiętać.

W pierwszej ciąży, przy nadmiarze wolnego czasu intensywnie zwiedzałam meandry internetu i natrafiłam na „pieluszki wielorazowe”. Na początku był szok, że bez sensu jacyś eko wariaci się w to bawią. Potem czytałam coraz więcej, aż na Baby Shower wymarzyłam sobie pulowe otulacze, które dostałam! Nie bardzo wiedziałam jak się za to zabrać, miałam tonę tetry, która jeszcze mnie i moim braciom służyła no i te otulacze… Udało mi się też kupić, samej, dwie pieluszki, jedną mini drugą w rozmiarze uniwersalnym, o czym dowiedziałam się z czasem. Ta mini miała swój test bojowy przy pierwszych odwiedzinach dziadków. Testu nie zdała, przeciek był przez wszystkie warstwy ubrań, becików i babci spodni. Wina została zwalona na pieluchę, a dopiero z czasem odkryłam, że to nie był „otulacz”, a „kieszonka” więc miała pełne prawo do przecieku, skoro źle jej użyliśmy.

Z okazji Europejskiego Tygodnia Redukcji Odpadów, który właśnie teraz trwa postanowiłam się z Wami podzielić naszą pieluchową przygodą!

Nasz stosik nie jest specjalnie imponujący, chociaż wiele wzorów mnie urzekło, jakoś nie czuję potrzeby kupowania ich wszystkich. O seriach limitowanych już w ogóle nie ma mowy. Więc, dlaczego bawimy się w tę tetrę?

  1. Zdrowa pupa – Teoś nie ma odparzeń na wielorazówkach, jego skóra może oddychać, nawet jeżeli pieluszka jest pełna (nie tak jak w jednorazówkach)
  2. Nic się nie gotuje – ten punkt w sumie łączy się z pierwszym, ale ma szczególne znaczenie w upalne dni. Jestem mamą chłopa, a za chwilę dwóch. Jak powszechnie wiadomo, przegrzewanie miejsc intymnych u chłopców może mieć bardzo przykre konsekwencje w przyszłości. Dlatego też, bardzo mi zależy na tym, żeby latem nic im się nie gotowało. Na drzemki najczęściej używam wełny – wełna chłodzi kiedy jest gorąco, a grzeje kiedy jest zimno. Nigdy wcześniej nie wiedziałam, że ma takie genialne właściwości, które doskonale sprawdzają się przy pieluchowaniu, bo po potraktowaniu lanoliną nawet nie przecieka!
  3. Kolorowo! – zimą nie ma takiego efektu, ale latem Teoś większość dni spędzał w samej bluzeczce i pieluszce, która mogłaby urokiem konkurować z nie jednymi spodenkami. Nie miał żadnych nadprogramowych warstw odzieży, wszystko oddychało, a co mniej spostrzegawczy nawet nie zauważyli, że go tak bezwstydnie w samej bieliźnie puszczam.
  4. Nie ma dodatkowej pracy – ha! Dziwne prawda? Otóż w zależności od wyboru systemu pieluchowania wielorazowego tej pracy może być porównywalnie co przy jednorazówkach. My mamy sporo otulaczy, z których powoli chcę rezygnować na rzecz kieszonek.
    • Otulacz czyli wkład/tetra + otulacz najczęściej z pulu (taki materiał termoprzepuszczalny, który nie przepuszcza wilgoci) lub wełny; przy tym minimalnie pracy jest bo trzeba to złożyć w całość, a jak dziecko ucieka to bywa trudno.
    • Kieszonka czyli pieluszka z pulu, w której kieszonkę wkładamy wkład i takiego gotowego „pampersa” zakładamy smykowi. Wtedy na pewno nic się nie przesunie, a cała akcja jest tak szybka jak przy jednorazówce.
    • AIO czyli wszystko w jednym, otulacz z wszytym wkładem. Takiego modelu w naszej małej kolekcji nie ma i pewnie długo się nie pojawi, bo jakoś mnie nie przekonują.
  5. A co z tą pracą? Mało kto wie, że do śmietnika powinniśmy wyrzucać tylko te jednorazowe pieluszki, które mają mocz… Pozostała zawartość powinna zostać wrzucona do wc i dopiero taką „czystą” pieluszkę wolno wyrzucić na śmietnik. Jednak nie znam nikogo kto by tak robił, niestety mi również brakuje samozaparcia w tej kwestii. Przy wielorazówkach jest to oczywiste – strzepujemy, a potem pieluszka do pojemnika. Gdy uzbiera się odpowiednia kolekcja, co zajmuje u nas średnio 2 dni, robię pranie – wrzucam wszystko do pralki, najpierw płukanie potem normalny cykl z proszkiem dziecięcym i odkażaczem (czyli piorę na 40C), wszystko wieszam i gotowe! Czy to dużo pracy, rzecz względna. Zobaczymy jak będzie przy dwóch użytkownikach pieluch, przy jednym jest to jak najbardziej do ogarnięcia!
  6. Brak awarii! – to zaskakujące, ale zarówno przez pierwsze 6 miesięcy życia Teosia, kiedy był tylko na moim mleku (z krótkimi epizodami mm) nie miewaliśmy awarii, bo wszystko wsiąkało w materiał. Tak samo później, nawet przy ząbkowaniu nie było takich awarii jak przy jednorazówkach, które niejednokrotnie zgotowały nam chwile grozy w najmniej odpowiednich momentach… Co więcej, jeżeli ma się egzemplarz, któremu nic nie przeszkadza i faktycznie mógłby biegać cały dzień w jednej pieluszce, nawet gdyby miał ją na wysokości kostek, to wielorazówki wymuszają częstsze zmiany. I to jest naprawdę dobre, bo zdrowsze!
  7. Cena – to zależy jakie kto ma potrzeby. Jedni będą gonić za nowościami, a pieluszek będą mieli jak dla pułku wojska. Dobry zestaw startowy można mieć już za 200zł i z jego pomocą wypieluchować po kolei wszystkie dzieci. Oczywiście, należy doliczyć koszty wody i proszku jednak jest to nieporównywalna cena z tysiącami, które wydalibyśmy na jednorazówki.

Nie jesteśmy jakimiś wojującymi wyznawcami wielorazówek, oj nie. Chociaż żałuję czasami… Używamy jednorazówek w nocy, bo pomimo sporych inwestycji w wielorazówki, nawet te najbardziej chłonne modele nie zdały egzaminu. Teo przesypia całą noc i żadna siła by mnie nie zmusiła do zmiany mu pieluszki w nocy, a jednak przy wielo było to konieczne. Czasami też na dłuższe wyjazdy, czy przy innych okazjach zakładamy jednorazówki, żeby nie myśleć o tym, że trzeba zmienić pieluszkę (chyba, że sami poczujemy…). Zaopatrzyłam się w zestaw noworodkowy dla Amadeusza i po powrocie ze szpitala chcę w pełni przejść na wielorazówki. Takim maluszkom i tak się pieluszki zmienia milion razy na dobę, więc snu na pewno nie stracę.

Nie żałuję używania wielo. Dla mnie to genialny wynalazek naszych przodków w miłej, nowoczesnej odsłonie. Czy jakaś jednorazówka miałaby dla mnie takie przesłanie?

Do końca tygodnia trwa akcja promowania pieluchowania wielorazowego. Szykujcie portfele i sprawdzajcie sklepy! #hellowielo

Mogą Cię zainteresować również

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *