Usborne Farmyard Tales, czyli Poppy and Sam – bajkowi przyjaciele moich chłopców

Wychowanie dwujęzyczne staje się co raz bardziej popularne. Jednak nadal wzbudza wiele wątpliwości w rodzicach. Czy wystarczająco dobrze mówią w tym drugim języku, czy nie skrzywdzą swojego dziecka, czy nie nauczą go niepoprawnych form albo wymowy. Jedną z najłatwiejszych form uczenia swojego dziecka innego języka jest wspólne czytanie bajek…

Nie będę Was tutaj przekonywać i odpowiadać na wszelkie wątpliwości związane z dwujęzycznością. U nas ta droga się sprawdza, sprawia radość wszystkim. Nie jest też tak, że nigdy nie miałam wątpliwości. Miałam, jednak szukałam odpowiedzi. Te które uzyskałam, jedynie utwierdziły mnie w tym, że nasza decyzja była słuszna. Przynajmniej tak długo, jak nie jest dla nikogo przymusem. Nasza dwujęzyczność ma wzloty i upadki. Czasem chłopcy potrafią mnie czymś totalnie zaskoczyć, innym razem mam wrażenie, że drepczemy wszyscy w miejscu. Na szczęście mamy kilka książeczek, które wyciągam w trudnych chwilach.

Usborne Farmyard Tales, to klasyka brytyjskich bajek dla dzieci. Ciekawe czy udałoby Wam się znaleźć Brytyjczyka w średnim wieku, który nie zna tej historii i nie szukał żółtej kaczuszki! Farmyard Tales to bardzo proste historyjki dla dzieci. Przygody Poppy, jej młodszego brata Sama, psa Rusty’ego oraz żółtej kaczuszki napisane są bardzo prostym językiem. Tak prostym, że dziecko, które jeszcze nie zna angielskiego z łatwością może zrozumieć o co chodzi. Łatwiej jest też rodzicom, którzy nie muszą się martwić, że czytanie całej bajki ich przerośnie. Dlaczego? Bo tekstu na stronach jest stosunkowo mało, a ilustracje nie dość, że śliczne to bardzo obrazowe. Nie ma raczej miejsca na nieścisłości czy domysły.

To, co jest najciekawsze już dla trochę starszych dzieci, to żółta kaczuszka. Ptaszek chowa się na każdej stronie. Czasem znalezienie go to prawdziwe wyzwanie! Dla mojego Teosia to zawsze ogromna zabawa i frajda!

Przygód rodzeństwa jest wiele. Podejrzewam, że przynajmniej dwadzieścia. My na ten moment posiadamy tylko trzy, ale jestem przekonana, że będzie ich więcej. Mamy:

  1. Barn on fire
  2. Tractor in Trouble
  3. The Snow Storm

Wszystkie z wydawnictwa Usborne i napisane przez Heather Amery i Stephena Cartwrighta. Wszystkie trzy zaczynają się też w dokładnie ten sam sposób. Ja bardzo lubię dopatrywać się takich drobiazgów – tak jak kaczuszki. Sprawia mi to ogromną przyjemność. Być może to przez moje zamiłowanie do wierszy… Zatem jak zaczynają się te historyjki? „To jest Jabłonkowe gospodarstwo. To jest pani Boot, gospodyni. Ma dwójkę dzieci Poppy i Sama, oraz psa o imieniu Rusty.” To tak w bardzo luźnym, moim tłumaczeniu. Te zdania naprawdę są takie krótkie i konkretne. Możecie zastanawiać się dlaczego, skoro książeczki skierowane są do małych Brytyjczyków. Otóż, służą one do nauki czytania. Najpierw rodzic czyta z dzieckiem dana bajkę kilkusettysięczny raz (tak, jak nasze dzieci lubią najbardziej. Raz, za razem aż rodzic recytuje z zamkniętymi oczami), a potem dziecko samo zaczyna czytać. Jak w naszym Elementarzu. Proste zdania, słowa, które dziecko doskonale zna i rozumie i historia, która chociaż bardzo przyjemna, nie jest specjalnym zaskoczeniem.

Z moimi chłopcami serdecznie Wam polecamy przygody Poppy i Sama. Niektóre za pierwszym razem mogą was zaskoczyć – szczególnie ta o pożarze. To może być świetna, rozwojowa zabawa dla Waszych dzieci, a dla Was sposób na odświeżenie angielskiego. Przed powrotem na rynek pracy,

Mogą Cię zainteresować również

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *