Kiedyś jak myśleliśmy o wakacjach to mieliśmy w głowach taką wizję: plecak turystyczny, rozpadający się autobus gdzieś w Azji i dreszczyk emocji związany z podróżą w nieznane. Kiedy pojawił się Teodor zaczęliśmy stawiać na wygodę, atrakcje dla dzieci. Gdy powiększyliśmy naszą drużynę o Amadeusza pojechaliśmy na festiwal pod namiot i szczerze? Zupełnie nie byliśmy na to przygotowani. Jak teraz wyglądają nasze wakacje?
W przyszłym tygodniu wyjeżdżam z dzieciakami nad morze. Głównie sama, chociaż na orbicie wsparcia nie tylko duchowego będzie Babcia i dwie inne dobre dusze. Właśnie, będą na orbicie, bo jednak zdecydowany ciężar opieki nad dzieciakami będzie spoczywał na mnie. Nie boję się jednak, bo po tych wakacjach nic mi nie straszne! Te wakacje spędziliśmy na działce. Naszym rodzinnym RODos, z którym łączę całe moje dzieciństwo. I to właśnie tam odkryłam, co jest najcenniejsze dla moich dzieci podczas wakacji.
Po pierwsze, wspólny czas. Brzmi banalnie, bo przecież taki wspólny czas można mieć podczas podróży na koniec świata jak i wakacji w mieście. I ja w pełni się z tym zgadzam, o ile faktycznie jest to wspólny czas, a nie wyrwane chwile, spojrzenia czy odpowiedzi na odczepnego. W sumie nie wiadomo za bardzo dlaczego, ale internet mieliśmy dramatyczny, chociaż staraliśmy się z tym walczyć, żeby móc pracować wieczorami. Jednak ten brak kontaktu ze światem spowodował, przynajmniej w moim przypadku, obowiązkowy detoks. I już nie mogłam spoglądać w telefon, a dzieci widziały mnie zdecydowanie częściej z tradycyjną książką w ręce. Ba! Teodor nawet czekał aż doczytam do końca rozdziału!
Po drugie, niczego nie potrzebują. To chyba największe odkrycie i dosyć bolesne. Dlaczego? Bo po tygodniu dmuchania i chuchania wywiozłam nasze drogie zabawki z powrotem do domu. Nie, nie, nie należę do tych rodziców, którzy najpierw kupują drogie zabawki, a potem nie pozwalają się nimi bawić. U nas można się bawić, o ile dzieci się faktycznie bawią… Okazało się, że to, co w domu jest furorą i największą atrakcją w zderzeniu z drzewami i trawą traci na atrakcyjności. Mi znudziło się wynoszenie ich codziennie rano na ogród, pamiętanie o nich wieczorem, i zastanawianie się czy wilgoć im nie zaszkodzi jeżeli zostawię je na noc na tarasie. Pojechały, bujaki, autka i figurki zwierzątek.
Po trzecie, wspólna aktywność fizyczna. Nie ma nic przyjemniejszego dla moich dzieci niż wspólna aktywność fizyczna. Rodzinne mecze piłki nożnej wspominają jeszcze dzisiaj, chociaż ani nie były specjalnie długie, ani spektakularne. Najwięcej to było śmiechów, radości i poprzewracanych ze śmiechem dzieci. Podobnie z przejażdżkami rowerowymi, czy taplaniem się w wodzie.
Po czwarte, nie musi być atrakcyjnie! To największe zaskoczenie, ale po kilku dniach „wymuszonych” atrakcji, moje dziecko stwierdziło, że wcale nie ma ochoty pojechać oglądać parku dinozaurów i woli zostać na ogródku. Podobnie z jedzeniem w restauracji, z którym wygrała kalarepka. Dla niego było już za intensywnie i za dużo. Nasze portfele odetchnęły z wdzięcznością i zagrzebały się głęboko, żebyśmy ich za szybko nie odnaleźli.
Za tydzień wyjedziemy nad morze. Już po sezonie, po tłumach bez budek z lodami, goframi i parawanami na plaży. Nawet pewnie nam się nie uda popływać w morzu, chociaż ja po cichu liczę na budowanie zamków z piasku i moczenie nóg. Cały lipiec spędziliśmy w domu, a sierpień spędziliśmy na RODos. I chociaż sama pisząc ten wpis poczułam się jakbym się tłumaczyła, czy może wręcz dyskredytowała podróże i wycieczki z dzieciakami, to tak nie jest. To jest super podróżować z dziećmi, nawet w tym roku zanim zaczęła się cała pandemiczna przygoda rozmyślaliśmy o Tajlandii w październiku. Tylko, że wyszło jak wyszło i okazuje się, że całkiem dobrze nam te „nieatrakcyjne” wakacje wyszły.
Wcale nie chodzi o to co zaplanujemy i jakie atrakcje przeprowadzimy. Wakacje spędzane DLA dzieci nie zawsze wychodzą nam i im na zdrowie. Staramy się, planujemy, wydajemy majątek i jesteśmy niezadowoleni kiedy dla dzieci jest już za dużo atrakcji, wolą bawić się patykiem czy gonić za piłką niż jeść egzotyczne desery czy frytki. Wakacje, które spędzamy Z dziećmi wyglądają inaczej. I jeżeli są to egzotyczne wyjazdy, czy lato w mieście jest to czas spędzony wspólnie z uwzględnieniem potrzeb i chęci dzieci. Nie uszczęśliwiajmy nikogo na siłę, a wszyscy będziemy szczęśliwsi…
1 komentarz
Dokładnie! Tak bardzo zgadzam się z tym tekstem! Czasem stajemy na głowie i wymyślamy gdzie by tu iść żeby dziecku się podobało (choć wiemy, że sami pewnie umrzemy z nudów), a dla dziecka dużo bardziej atrakcyjne byłby np. zwykły spacer z rodzicami, którzy telefony mieliby schowane głęboko i poświęcili uwagę tylko dziecku. Z drugiej strony trochę ciężko tego uniknąć, wiadomo, że chcemy pokazać dziecku różne ciekawe miejsca, trzeba to jakoś wypośrodkować 😉 Pozdrawiam 🙂