Zajęcia zorganizowane – dlaczego odmawiam ich moim dzieciom?

Ilość zajęć zorganizowanych dla małych dzieci jest przeogromna. Nie wiem jak wygląda sytuacja w małych miastach ale w Poznaniu można znaleźć wszystko, od hiszpańskiego dla noworodków po taniec dla dzieci niechodzących. Czy moi chłopcy chodzą na jakieś zajęcia zorganizowane? Nie…

Przy Teodorze sytuacja była prosta. Chodził na rehabilitację, nie mógł chodzić na basen, a inne zajęcia jakoś w ogóle nie przychodziły mi do głowy. Byłam tak przejęta macierzyństwem, że nawet nie orientowałam się w wydarzeniach dla dzieci. Co więcej, wydawało mi się cały czas, że on jest taki mały, że i tak nic nie zrozumie. Z tego samego powodu ominęło go wiele ciekawych wydarzeń, a i w domu nie był tak stymulowany do rozwoju jak by mógł. Czy żałuję? Tak, ale czasu nie cofnę i mogę tylko teraz, kiedy jestem tego świadoma, postarać się bardziej. A czego żałuję, że nadrabiam to przy drugim dziecku?

Przy Amadeuszu jesteśmy bardziej świadomi, wiemy na czym nam zależy i jaki to może mieć wpływ na dziecko, na ten moment do 25 miesiąca życia – dzięki Teo! Po pierwsze Amadeo spędza większość dnia na brzuchu patrząc w lustro słuchając moich zabaw z Teo czyli muzyki klasycznej i Pomelody, czytania bajek po polsku i angielsku oraz tysiąca innych dziwnych dźwięków które z siebie wydajemy jeżdżąc autkami, latając samolotami czy udając psy, tygrysy czy ostatnio konie (mogę sobie wpisać do CV, w wolnych chwilach jestem koniem). Poza tym, oczywiście, ogląda nasze twarze i obserwuje mobile, które dla niego przygotowuję (obecnie mobil gobbi). Jest jeszcze jedna rzecz, która jest dla nas szalenie ważna. W przypadku Amadeusza stosujemy OPOL – one parent one language, czyli ja mówię do niego po angielsku. Jest tak mały, że ilość tych interakcji nie jest jakaś ogromna i jeszcze zdarza mi się zapomnieć i mówić po polsku (szczególnie w nocy kiedy marudzę pod nosem, że mnie znowu budzą). Co więcej, dzieciowe słownictwo zdecydowanie odbiega od tego, którego kiedykolwiek używałam po angielsku i po prostu zdarza się, że brakuje mi jakiegoś słowa (wiedzieliście, że smoczek to dummy a ciemieniucha to milk crust?). Te moje interakcje z Amadeuszem przynoszą wiele dobrego Teosiowi. Do niego mówiłam po angielsku jakoś od listopada, było to kilkanaście minut dziennie, czasem godzina. Nie robiłam tego w konkretnych godzinach czy momentach, raczej jak sobie przypomniałam i akurat miałam wenę. Na początku to akceptował, po kilku razach był bunt, a od kiedy mówię tak do jego młodszego brata zrobił ogromne postępy i już potrafi wykonywać proste polecenia czy nazwać kilka zwierzątek (co ciekawe, nie mówi jeszcze pies, ale dog jak najbardziej). Dzisiaj po raz pierwszy sobie porozmawialiśmy po angielsku, na moje prośby o posprzątanie autek z pełną determinacją odpowiadał: NO! Do teraz nie wiem czy jestem bardziej dumna niż zmęczona dzisiejszymi długimi negocjacjami o wszystko – życie z dwulatkiem. Pomyślicie sobie, no super i co to ma wspólnego z zajęciami dodatkowymi?

Nie widzę sensu w zajęciach zorganizowanych dla tak małych dzieci. Oczywiście, jak ktoś nie ma chęci, umiejętności czy mama po prostu chce się wyrwać z domu – jasne, to może być super rozwiązanie! Sama byłam z Teo kilka razy na zorganizowanych zajęciach. Polegały one na swobodnej zabawie, zaśpiewaniu kilku piosenek z panią i innymi dziećmi (nigdy ich nie znaliśmy…) i pobawieniu się np. kasztanami. Dla Teo było to interesujące bo mógł się pobawić zabawkami, których nie ma w domu, a ja mogłam sobie w spokoju posiedzieć kontrolując sytuację z kanapy. Co ważne, to były darmowe zajęcia, gdybym miała płacić pewnie byśmy nigdy tam nie trafili.

Kiedy zaczęłam odkrywać te wszystkie zajęcia dla dzieci wpadłam w szał i chciałam Teo zapisać na WSZYSTKO! Przecież jak nie będzie chodził na sensoplastykę, zajęcia ruchowo-taneczne, angielski, hiszpański i chiński to zaprzepaszczę jego przyszłość. Kontakt z innymi dzieci, nowe umiejętności – to wszystko jest takie ważne, a mi szkoda 200/400/500zł miesięcznie żeby go rozwijać… Cóż, nabranie dystansu i szerszej perspektywy zabrało mi dobre kilka miesięcy. I jakie wnioski? Teo nadal nie chodzi na żadne zajęcia, a co więcej w najbliższej przyszłości nie będzie, jego brat też nie.

Przejrzałam program kilku placówek, które organizują takie zajęcia. Nauka języka obcego dla takich maluszków to spotkania trwające między 30-60 minut z czego stricte kontakt z językiem to jakieś 15/20minut. Reszta to zabawa. Zajęcia raz albo maks 2 razy w tygodniu. Już nie zwracając uwagi na koszty to nie brzmi to dla nas jakoś zachęcająco. Dlaczego? Bo to samo, a nawet dużo więcej jestem w stanie sama zapewnić swoim dzieciom. W internecie można znaleźć wszystko. Youtube jest pełen pomysłów na wspólne śpiewanie w każdym języku, można też znaleźć bajki do wspólnego czytania. Poza tym w tym wieku dzieci nie potrzebują kontaktu z językiem obcym w specjalnie zorganizowany sposób. My po angielsku sprzątamy mieszkanie, robimy pranie albo opowiadamy co widać na ilustracjach w książce. Bez wstępów, przygotowań i bez zakończenia. Zajęcia ruchowe wychodzą nam różnie, gdy tylko pogoda i smog pozwalają, a Tata jest w domu idziemy na spacer gdzie ruchu można mieć aż nadto. Sensoplastykę mamy codziennie gotując, lepiąc z ciastoliny i po prostu normalnie żyjąc – Teo majsterkuje z tatą, porządkuje szafy ze mną więc dostęp do różnych materiałów, tekstur i faktur ma zapewniony.

Nasze improwizowane zajęcia rozwijające, które tak naprawdę są normalnymi codziennymi czynnościami-zabawami, na pewno nie są aż tak kreatywne jak te, za które zapłacilibyśmy minimum 2/5 naszego 500+. Nie są i nigdy nie będą, bo ja nie mam takiej weny. Może kiedyś będę miała i stworzę coś wybitnego, wtedy na pewno o tym napiszę. Pomimo to, jestem głęboko przekonana, że moje dzieci czerpią z tego wszystkiego co organizuję im w domu porównywalnie o ile nie więcej niż z tych zorganizowanych zajęć. Są w takim wieku, że inne dzieci są im nie potrzebne, a co więcej nawet nie potrafią się jeszcze z nimi bawić. Innych ludzi mogą obserwować na spacerach i po prostu w codziennym życiu, nie sztucznie zaprojektowanej przestrzeni. Nie uważam również żeby czegoś im brakowało, że byliby bardziej inteligentni, muzycznie i ruchowo rozwinięci gdybym ich zapisała na takie zajęcia. Dlaczego? Te zajęcia dostosowane są do wieku uczestników, a dzieci w tym wieku nie mają wygórowanych potrzeb. Co więcej, tego całego wysiłku z naszej i organizatorów strony nawet specjalnie by nie zauważyły i nie doceniły. 20 minut z językiem obcym dwa razy w tygodniu to mało, mało nawet jak dla noworodków, które są grupą docelową niektórych takich zajęć. Podejrzewam, bo nie sprawdzałam i na pewno nie sprawdzę, że mój syn większość zajęć by przespał.

Jeżeli ktoś czuje, że zajęcia zorganizowane są potrzebne jego dziecku powinien je na nie zapisać. Jeżeli zaś z jakiegoś powodu tego nie robi to nie powinien mieć wyrzutów sumienia, o ile tylko chociaż trochę wysili się w domu. Piosenki w tle po angielsku, bajki w oryginale, wspólne gotowanie i wypad na plac zabaw – tylko, albo aż kilka zorganizowanych zajęć w jeden dzień. U nas się to sprawdza, a na zajęcia dodatkowe (matka wariatka już znalazła nauczyciela metody Suzuki w okolicy – sąsiedzi za sponsoruję Wam stopery do uszu, spokojnie) przyjdzie jeszcze czas.

I na koniec cytat z wywiadu z Agnieszką Stein:

„Jeszcze 10, 15 lat temu pewien zakres wiedzy dzieci opanowywały samodzielnie. Rozpoznawania kolorów, liczb, innych umiejętności przedszkolnych dzieci uczyły się same, bawiąc się, obserwując dorosłych, pytając. Teraz są specjalne programy, akademie malucha, ludzie studia kończą, żeby dowiedzieć się, jak dzieci tego nauczyć. Rodzi się pytanie: czy dzisiejsze dzieci są głupsze, skoro potrzebują specjalistów do najprostszych rzeczy? Czy to my mamy coraz mniej zaufania do ich mądrości? Rozwój dziecka nie przebiega w ten sposób, że rodzice i nauczyciele wszystko wkładają mu do głowy i to na drodze świadomej pracy pedagogicznej. Kiedy słyszę, że rodzic w domu „pracuje z dzieckiem”, to dostaję skrętu kiszek.”

Cały wywiad możecie przeczytać TUTAJ, bardzo, bardzo polecam!

Mogą Cię zainteresować również

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *