Zobacz jaki zdolny – czyli o tym, że każdy z nas rozwija się inaczej.

Każdy rozwija się w swoim tempie. Nie ma co popędzać, uczyć niemowlaka siadać czy chodzić „na siłę”. Nie ma też co porównywać rodzeństwa, w końcu każdy z nas jest inny, rozwijamy się w swoim czasie. Kto tego nie słyszał chociaż raz? A kto potrafi się do tego zastosować?

Kiedyś na jednej mamusiowej grupie na fb spytałam czy mamy więcej niż jednego dziecka zauważyły różnice w rozwoju pomiędzy dziećmi. Wydawało mi się, że nie zostawiłam zbyt wiele przestrzeni do nadinterpretacji tego pytania i doprecyzowałam, że chodzi mi o to czy te różnice, które obserwują wynikają ich zdaniem z indywidualnych predyspozycji dziecka, czy może tego, że inaczej dzieci pielęgnują i też warunki do rozwoju dzieciaki mają różne. Myślicie, że mnie zrozumiały? Nie. Wiadro pomyj, które się na mnie wylało do teraz trąca charakterystycznym smrodkiem. Plus tego doświadczenia jest taki, że przestałam się udzielać na grupach…

Temat jednak nie został wyczerpany, a ja obserwowałam jak rozwijają się moje dzieciaki w zupełnie różnym tempie. Nie myślałam o tym codziennie, ale jak to matkę trochę mnie martwiło, że mój 3,5 latek nie jeździ jeszcze na rowerku biegowym czy hulajnodze. Jak patrzyłam jak jego koledzy śmigają i szaleją to było mi przykro, że mój taki „delikutaśny”. I to nie tak, że on nie chciał jeździć. Chciał, ale strach i niepewność były większe. My też nie naciskaliśmy, chociaż fakt, że przez rok potykam się o nieużywany rowerek mnie denerwował. Tak, rowerek miał jakoś od 2 roku życia…

Wypady z nami na rowerek, raz na kilka miesięcy nie przynosiły zamierzonych efektów. To co pomogło to cierpliwość i systematyczność dziadka. Dziadek za każdym razem jak go odwiedzaliśmy zabierał wnuka na rower, a z czasem też na hulajnogę. I wiecie co? Teodor teraz śmiga na tych sprzętach jak szalony! Zjeżdża z górek i nawet pod nie wjeżdża (albo wciąga swój środek transportu), nie ma spaceru bez hulajnogi, a u dziadków obowiązkowo musi być jazda na rowerze. Ściga się z nami i naprawdę widać, że sprawia mu to ogromną frajdę.

Tę frajdę naturalnie obserwuje jego młodszy brat. I co? I 1,5 roczny Amadeusz zaczął jeździć na hulajnodze. Rowerek jest jeszcze dla niego za duży, ale hulajnoga jest okej. Mały zakłada sobie kas (nosi go nawet podczas posiłków w domu, co generalnie nam nie przeszkadza, a trochę uspokaja przy jego kaskaderskich zapędach) i jedzie. Bez lęku, próbuje naśladować brata.

Podejrzewam, że sport to nie będzie mocna strona Teodora. Chociaż jestem pełna podziwu dla jego determinacji i konsekwencji oraz… uważności i ostrożności. Za to Amadeusz będzie pewniej tym bardziej odważnym, impulsywnym ryzykantem, który będzie skakał na główkę do wody i robił salta. Nie wiem, tak sobie myślę patrząc jak wspinają się na drabinki – te same, na tę samą wysokość chociaż dzielą ich prawie 2 lata.

Ta różnica między nimi na pewno wymaga większej ostrożności przy zachwycaniu się umiejętnościami każdego z nich. Trudno samemu się powstrzymać, a co dopiero uciszać innych, kiedy mówią WOW, to on już to potrafi?! Ale jest dzielny/silny/cokolwiek. W ogóle ciężko się nie zachwycać, nie mówić „super”, „wspaniale”, „niesamowity jest!”. Bo obaj są niesamowici, każdy na swój sposób. I tak sobie myślę, że bycie rodzicem, to zdecydowanie najbardziej jest praca nad sobą, a to co wyciągają z tego nasze dzieci to zawsze jakiś rykoszet… Inna sprawa, że warto się przygotować na to, że rodzeństwo może być totalnie różne i ze spokojem obserwować jak się rozwijają.

Mogą Cię zainteresować również

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *