Zostaw brata! – trudny etap w naszym rodzicielskim życiu

Rodzeństwo się bije. Ma do tego prawo, naturalna sytuacja. Rodzic nie powinien się wtrącać, dzieci załatwią sprawy między sobą. Reaguj tylko wtedy, kiedy jest to konieczne. Tak, tak, na pewno…

Z każdym tygodniem dochodzę do wniosku, że początki życia z dwójką dzieci to najcudowniejszy etap. Było cudownie, a potem stopniowo na pohybel. Aż tak może nie, ale jest coraz trudniej. Kiedy Teodor był mały cały czas czekałam na kolejne kamienie milowe jego rozwoju i bardzo się cieszyłam. Przy Amadeuszu podobnie. Cały czas czekam kiedy w końcu w pełni będzie samobieżny, żeby mój kręgosłup mógł odpocząć, bo mi to zaraz żaden masażysta i fizjoterapeuta nie pomoże. Niestety, przy rozwoju fizycznym Amadeusza, nie wzięłam pod uwagę, że będzie się też psychicznie rozwijał. I tutaj, mamy problem…

Kiedy pojawia się młodsze dziecko starszak często się cofa, traci jakieś umiejętności. Teo nic nie stracił, było dobrze. Doszliśmy jednak do etapu, kiedy młodszy stał się pomysłodawcą super, genialnych, głupich pomysłów. Amadeo wejdzie na stolik w ich pokoju, ledwo go ściągnę, a będzie tam siedział jego starszy brat. Młodszy zacznie wylewać zupę, zaraz będę miała powódź na stole bo i starszy zacznie to robić. Rozważam jakieś drastyczne metody odpieluchowania młodszego, to może w ten sam sposób uda się ze starszym, bo jest bardzo oporny.

„Wszystko jest moje, ty idź pij mleko”. Pada z ust Teo dosyć często. Są chwile, że jedyne co wolno robić młodszemu, to być u mamy na kolanach. I nie, nie wolno mu dotykać nawet jego zabawek, bo one wcale jego nie są. Są Teodora, jak wszystko, łącznie z mamą. Takie momenty jestem jeszcze w stanie opanować. Gorzej, jeżeli ja coś robię i naiwnie cieszę się, że oni się bawią. Naiwnie, bo zaraz słyszę przerażający płacz młodszego. Być może, powinnam kupić mu kask. Częstotliwość z jaką ląduje plecami i głową na ziemi – popchnięty przez starszego brata, jest zatrważająca.

I przy tych wszystkich momentach, ja zaczynam reagować nieadekwatnie do sytuacji. Wiem, że oni to między sobą załatwią. Ustalą reguły, hierarchię, dogadają się w kwestii zabawek. Już nawet teraz Teodor wie, że zawsze kiedy chce zabawkę, którą bawi się brat, powinien zaoferować mu jakąś inną. I to działa. Często. Kiedy nie działa, wtedy jest płacz. Ponieważ Amadeusz płacze dużo. W ostatni weekend przebił sam siebie, i płakał 90% czasu kiedy nie spał, a jego drzemka trwała w ciągu dnia 15 minut, to możecie sobie wyobrazić. Zaczynam się powoli martwić znieczulicą sąsiadów. Dlaczego oni nie reagują? Ja już dawno bym odwiedziła rodziców takiego nieszczęśliwego dziecka… Powody jego nieszczęścia są w jego buzi – wyżynające się 4 zęby. I kiedy to są właśnie takie dni, to ja zrobię wszystko żeby on przez chwilę był cicho. Cisza jest cudowna, doceniam ją jak nigdy.

Znam teorię. Przeczytałam kilka książek o wychowaniu rodzeństwa. Wiem, co i jak. Czasami jednak to nie wychodzi, stare schematy są łatwiejsze i co 3 minuty powtarzam: Zostaw brata, nie rób mu, on nie chce, ile razy mam ci powtarzać, żebyś mu nie robił… bla, bla,bla… Na szczęście, coś jednak z tej literatury zapamiętałam i tak im częściej zwracam się do młodszego, z informacją, że teraz starszy się bawi; że to Teosia budowla i możemy razem popatrzeć jak buduje, ale żeby nie niszczyć, że musi poczekać bo teraz jego brat to czy tamto, i to działa! Może nie na Amadeusza, ale na Teodora. Widać, że daje mu to poczucie pewności siebie, czuje się zauważony i zaopiekowany. Aż żałuję, że wcześniej tak nie robiłam, nawet jeżeli młodszy by zupełnie nie rozumiał. Bo to w gruncie rzeczy nie o niego w tych komunikatach chodzi, a o starszego.

Z jednej strony jest fajnie. Oni są cudowni kiedy są oddzielnie, razem też są przeuroczy. Serce mięknie kiedy się razem bawią, przytulają, gonią na czworakach po całym domu. Jednak chwil, w których robią sobie krzywdę, stanowią zagrożenie jeden dla drugiego jest coraz więcej. I mniej nie będzie. To trochę przeraża. Mam jednak wrażenie, że kiedy Amadeusz zacznie pewniej chodzi, nie będzie taki bezbronny, to wtedy będzie mi łatwiej. Nie dlatego, że oni przestaną doprowadzać się nawzajem do płaczu. Po prostu, nie będę się tak o niego bała i pewnie zacznę się bać o Teodora. Coś czuję, że to on będzie tym mniejszym i bardziej podatnym na uszkodzenia…

Mogą Cię zainteresować również

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *