Spotkania dla mam – kiedy marzenia się spełniają

Kiedyś będę prowadzić warsztaty! Powiedziałam mojemu mężowi. Świeciło wtedy piękne jesienne słońce, był leniwy sobotni poranek, a my rozmawialiśmy o tym co by mogło być gdybyśmy tylko się odważyli spróbować. Nie wiem czy minął od tego czasu rok czy trzy. Wiem, że tego lata, zupełnie przypadkiem, to marzenie udało się zrealizować…

To był dla mnie bardzo ciężki, czwartkowy dzień. Miałam do załatwienia kilka spraw, które się nie powiodły. Począwszy od tego, że zgubiłam dwa nowe opakowania pieluch – wypadły mi spod wózka i na ulicy pełnej ludzi nikt tego nie zauważył. Ten, kto zauważył poczęstował się pieluchami, bo co będzie kobiecie z podwójnym wózkiem głowę zawracał. Na pewno będzie jej lżej pchać ten dyliżans bez pieluch. Racja, było tak lekko, że dopiero po ponad godzinie się zorientowałam i nie było czego szukać. Podobnie z przeterminowanym skierowaniem do specjalisty. Ale co zrobić kiedy służba zdrowia tak działa, że dziecko czeka na wizytę ponad pół roku, a jak dochodzi co do czego, to matka nie ogarnia i trzeba zacząć całą zabawę od początku. I taki właśnie był tamten dzień. Było przyjemnie ciepło, świeciło słońce, dzieci zachowywały się jak zwykle, bez szaleństw w żadną stronę. I chociaż te dwie, całkiem ważne rzeczy zakończyły się fiaskiem, podjęłam wyzwaniem załatwić jeszcze jedną. I w ten sposób trafiłam z moimi chłopcami do restauracji w parku koło naszego domu. Sprzyjający zbieg wydarzeń, dobry moment, od słowa do słowa i… STAŁO SIĘ!

W piątek zostały ustalone szczegóły i już we wtorek prowadziłam moje pierwsze spotkanie dla Mam z dziećmi. Ależ ja byłam zestresowana! Idąc na spotkanie, w pochmurny, chłodnawy wtorkowy poranek nastawiałam się, że nawet jeżeli nikt nie przyjdzie, nie poddam się. Jeżeli przyjdzie jedna osoba, dam z siebie wszystko, będzie dobrze. Na pierwszym spotkaniu nie było jednej osoby, a trzy. Byłam zestresowana przez całe dwie godziny, dziewczyny jednak wykazały się sporym zrozumieniem i? Przyszły ponownie w kolejnym tygodniu!

Spotkania trwały od połowy lipca do września. Niesprzyjające okoliczności przyrody wymusiły zakończenie całej inicjatywy. Trochę ponad miesiąc, siedem spotkań w sumie około 16 godzin, liczba uczestniczek wahała się od 3 do 10 kobiet plus trudno już zliczyć jaka ilość dzieci. Czego był to czas? Rozmów, zderzenia świata kobiet wracających na rynek pracy, ze światem rekrutacji, selekcji kandydatów i szefów, którzy mają więcej niż 2 lata. To nie były wykłady, doradztwo zawodowe ani głoszenie prawd objawionych. Dla mnie to była przestrzeń, w której wymieniałyśmy się doświadczeniami, wrażeniami i wątpliwościami. Wspólnie starałyśmy się szukać najlepszych rozwiązań i „poprawnych” odpowiedzi.

Na spotkania przychodziły dziewczyny w ciąży i wielodzietne mamy z własnymi firmami. Przekrój wiekowy miał spokojnie ponad 10lat, które to przekładało się na doświadczenie nie tylko rodzicielskie ale również zawodowe. Przez te dwie godziny rozmawiałyśmy o wszystkim co jest dla nas ważne. Od tematu listu motywacyjnego przez pieluszki i dyskryminację rodziców w przestrzeni publicznej. Dodatkowo, nasze dzieci się socjalizowały. Większość nieletnich uczestników jeszcze raczkowała i co najwyżej zajadała ziemię. Jeżeli jednak pojawiały się starszaki to i emocje były bardziej skomplikowane i trudniej było utrzymać się tematu przewodniego.

W ten wtorek, kiedy już jest po spotkaniach jestem ogromnie wdzięczna za to, że to marzenie udało mi się zrealizować. Jeszcze trudno jest mi podsumować czego się dzięki nim nauczyłam, jakie umiejętności wyszlifowałam, co nowego zdobyłam. To wszystko jest jeszcze zbyt świeże i żywe, żeby dokonać racjonalnej oceny. Na pewno upewniłam się, że tak, to było marzenie, którego realizacji z pewnością nie żałuję, i które motywuje mnie do dalszego działania. Może za rok, może jeszcze szybciej. W trochę innej formie, na pewno w kręgu i na pewno kobiet – Mam, które doceniają rolę macierzyństwa w swoim życiu, i które jednak szukają, chcą jeszcze czegoś więcej.

Z marzeniami jest tak, że są najfajniejsze aż się ich nie zrealizuje. Ten dreszczyk niecierpliwości, ekscytacji. Jak to będzie gdy? Ale będzie super! I potem jest i PYK! Było, minęło, bez szału. Są jednak takie marzenia, które są bardzo poza naszą strefą komfortu. Marzenia, których realizacji bardzo się boimy ale z drugiej strony chcemy. I może nawet sami byśmy się ich nie podjęli, nie odważyli się po nie sięgnąć gdyby nie przypadek. Zbieg okoliczności, dobry moment i już nie ma odwrotu, marzenie pędzi ku realizacji. Skoro to marzenie, przecież nie uciekniesz przed tym szczęściem, prawda? I kiedy już ta fala, obowiązkowego szczęścia przeminie, co zostaje? Czasem pustka, a czasem chęć na więcej. I tak jest właśnie i w tym przypadku…

Mogą Cię zainteresować również

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *