Amadesz ma pół roku! – Życie w czteroosobowej rodzinie

29 czerwca, Amadeusz skończył pół roku. Te kilka miesięcy minęło dla mnie zdecydowanie za szybko, a z drugiej strony już nie pamiętam jak wyglądało nasze życie we troje. Czas podsumować wszystkie zmiany.

Rety, jak ja się stresowałam przed pojawieniem kolejnego członka naszej rodziny. Czy na pewno wszystko się ułoży, czy będę potrafiła kochać młodszego? Czy Teodor nie będzie zazdrosny? Jak ogarnąć opiekę nad dwójką małych dzieci naraz? Czy nie zarośniemy brudem i się nie pozabijamy?

Minęło pół roku i mogę w pełni z czystym sumieniem powiedzieć NIE. Miłość to jedyna rzecz, której jest więcej kiedy się ją dzieli. Nie potrafię powiedzieć, czy kocham moich chłopców tak samo. Wydaje mi się, że kocham ich zupełnie inaczej i tej miłości nawet nie potrafię określić. Ta miłość jest tak różna, jak oni są różni. To podwójne macierzyństwo bardzo wiele mnie nauczyło, przede wszystkim cierpliwości i samoświadomości. Nigdy wcześniej nie byłam tak świadoma swoich potrzeb oraz umiejętności jak teraz. Co więcej, nauczyłam się wyczuwać kiedy zbliżam się do granicy. Granicy swojej wytrzymałości i cierpliwości. Udało mi się też wypracować pewne metody, żeby sobie z tym radzić, załagodzić sytuację zanim nastąpi spektakularny wybuch. Jedną z nich jest kilka głębokich wdechów – niby nic, a powietrze naprawdę ma moc. Inną kwestią jest to, że przestałam się przejmować innymi. No tak, dziecko płacze i co z tego? Mam je zakneblować? Chyba nie. Więc drogi ktosiu, jeżeli nie pomagasz to chociaż nie przeszkadzaj i daj mi zapanować nad sytuacją. Ja jestem jedna, ich jest dwóch. Ha, to naprawdę działa. Co więcej, działa na Teodora. Wielokrotnie przekonałam się, że kiedy mu przypomnę, że ja jestem jedna, ich jest dwóch i bardzo go proszę o współpracę bo nie mam siły, bo jestem zmęczona, bo musimy zrobić to, czy tamto i sobie nie radzę, on odpuszcza. Ba, on nawet potrafi sam wsiąść wtedy do wózka czy fotelika samochodowego i cierpliwie poczekać aż ogarnę młodszego.

Wózek, coś co na początku wydawało się drogą fanaberią. Po co nam podwójny wózek, jeżeli starszy ma dwa lata? Bo to bezcenny środek transportu, jeżeli ktoś dużo przemieszcza się pieszo. Czuję się o wiele spokojniej kiedy wiem, że radośnie pląsającego dookoła starszaka zawsze mogę spacyfikować w wózku. Co więcej, jeżeli Teo się zmęczy zawsze może się zdrzemnąć. Różnie bywa z korzystaniem z tej możliwości, najczęściej zasypia w najmniej odpowiednich momentach np. tuż pod blokiem, ale to też daje mi poczucie komfortu. Nasz wózek ma milion wad i nie zamierzam go nikomu polecać. Jakość wykonania też jest słaba i drugi raz na pewno bym go nie kupiła. Walory wizualne to nie wszystko, szczególnie przy pojeździe dla dwójki dzieci. Na co dzień pcham przed sobą ponad 30kg i tu naprawdę wszystko ma znaczenie. Gdybym jednak miała do wyboru ten wózek albo żaden, to biorę w ciemno. Jest to niesamowita ulga, ułatwienie i poczucie komfortu. Żaden zakątek Poznania nam nie straszny, a spacerki pod Luboń albo na Maltę to niemal codzienność.

Dzieci to nie przeszkoda. Kiedy byłam mamą jednego dziecka, to siedziałam z nim głównie w domu. Wyjście do kawiarni czy gdziekolwiek to była dla mnie wyprawa na Marsa. Bałam się i nie chciałam. Chciałam minimalizować zagrożenia i stresujące sytuacje. Wszystkich zapraszałam do nas do domu, gdzie czułam się bezpieczniej. Nikt nie będzie mnie oceniał, Teoś, jeżeli będzie chciał, może płakać do woli. Kiedy pojawił się Amadeusz, okazało się, że ja chcę wychodzić z domu. Co więcej, im więcej tych wyjść tym lepiej. Zdarza się, że wychodzimy o 8 rano, a wracamy o 15:00, jak odbierzemy naszego Tatę z pracy. Łatwiej mi jest zapanować nad sytuacją i przyjemniej mi mija czas kiedy jesteśmy wśród ludzi.

Inni ludzie, z nimi bywa różnie. Z jednej strony mam spory dystans do tego, co sobie pomyślą. Z drugiej otrzymuję od nich taki ogrom wsparcia, że nawet nie wiem czy myślą coś złego. Panie na rynku, przynoszą mi zakupy pod wózek, żebym nie musiała dźwigać. Pani w piekarni obsługuje mnie w drzwiach, a jeżeli muszę wejść do środka, to jedna z nich pilnuje mi dzieci w wózku. W większych sklepach otwierają dla mnie kasę, a klienci przepuszczają mnie przed siebie. W mniejszych również, nawet jeżeli dzieci spokojnie siedzą w wózku klienci mnie przepuszczają, bo jestem z dziećmi, żebym nie czekała. Wszędzie uśmiech i miłe słowo. Naprawdę! Nie wiem, czy to urok moich dzieci i ich uśmiechy, czy ja wyglądam na tak zmęczoną życiem, że ludziom mięknie serce. Jedno mogę powiedzieć, poznańska Wilda i jej mieszkańcy są super!

Teoria o tym, że przy kolejnych dzieciach się więcej odpuszcza jest prawdziwa. Czasem wynika to z tego, że nie mam już siły i ochoty dyskutować, więc odpuszczam. Innym razem, po prostu dochodzę do wniosku, że jeden raz to nie zawsze. Są zasady, których nadal się trzymam i to się raczej długo nie zmieni, są jednak w pełni zbieżne z tym co my, rodzice, myślimy o rodzicielstwie, więc jest okej. Najszczęśliwsi z tego odpuszczania są natomiast dziadkowie i wujkowie, którzy nie słyszą ciągle: źle trzymasz, daj mi go, co robisz, zostaw, nie dotykaj. Czasem jest po prostu fajnie posiedzieć w fotelu i popatrzeć jak ktoś inny buja Twoje dziecko, nawet jeżeli nie robi tego tak doskonale jak Ty. Inną kwestią jest to, że po długiej rehabilitacji i ćwiczeniach z Teosiem, na młodszym stosuję profilaktykę co daje mi poczucie panowania nad sytuacją i stanem jego rozwoju.

Bracia. Temat rzeka i to w dodatku górska. Chwila spokoju i akceptacji, żeby zaraz zaczęły się wodogrzmoty i wiry wodne. Czasem jest super, chłopcy się razem bawią, Teoś przytula braciszka, daje mu zabawki i jest ogólna sielanka. Innym razem postanawia go kopać, bić i doprowadzać do płaczu. Trudno mi znaleźć jeden wspólny mianownik tych sytuacji, chyba najbliżej mu do nudy. Jednego dnia mogę spokojnie karmić młodszego, a starszy siedzi na drugim kolanie i czyta bajki, kolejnego dnia, wchodzi mi na głowę i najchętniej podłączyłby się pod tą samą pierś. Raz płucze młodszemu smoczek i wkłada mu go do buzi jak wypadnie, a innego wyrywa mu go z buzi i wkłada sobie do ust. Bywa różnie. Na pewno nie mogę się nudzić. Nie bardzo mogę też spuścić ich z oczu, bo nigdy nie wiem co tam się pojawi w główce dwulatka. Już kilka prób unicestwienia młodszego przez zabawę się pojawiło. Relacje rodzice i starszak również są różne. Tata na pewno awansował w hierarchii i to bardzo. Bardzo lubię dni, kiedy z uśmiechem na ustach Teoś macha mi papa, i idzie z tatą czytać książeczki na dobranoc. Co raz częściej rano wybiera wspólne ćwiczenia z tatą, zamiast budzenie mamy, więc jest dobrze. Moje relacje z Teosiem są również bardzo dobre. Co raz rzadziej dostaje ataki totalnej mamozy. Jeżeli jesteśmy tylko we dwójkę to wiem, że możemy razem góry przenosić. W towarzystwie innych, w tym młodszego brata bywa już różnie. W ogólnym rozwoju starszaka nie nastąpił żaden regres ani inny dramat. Ostatnio był ze mną na mszy w kościele. Pierwszy raz w życiu, a całe nabożeństwo po cichu wysłuchał i chociaż byłam przygotowana na jakieś wygłupy i nudę, był skupiony i bardzo przejęty. Po wszystkim powiedział księdzu, że ten jest „dzikiem”, co w jego ustach można uznać za komplement. Niestety, ksiądz go chyba nie docenił.

W naszym małżeństwie też jest w sumie lepiej niż się spodziewałam. Relacja bardzo partnerska, dzielimy się obowiązkami tymi przyjemnymi i tymi mniej. Dla siebie mamy bardzo mało czasu, najczęściej wybieramy opcję – każdy sobie. Jednak jeżeli któreś z nas czuje, że chce porozmawiać, przytulić się, czy wygadać zawsze znajduje oparcie i ten czas 1:1 się znajduje. Niestety, nie udało nam się porandkować, wyjść do kina, czy chociaż przeżyć rocznicę ślubu tylko we dwoje. Dotychczas zdaje się, że mieliśmy tylko jedno wspólne wyjście odkąd powiększyła nam się rodzina. Nie jest jednak tak źle jak być mogło, dajemy radę i nikt o separacji raczej nie myśli.

Co do czasu dla samej siebie. To moja pięta achillesowa, bo mam poczucie, że nigdy nie mam go dość. Za to zaczęłam o wiele bardziej go doceniać. Rozwijam się tak, jak jeszcze nigdy. Mam tak mało czasu, że jasno określiłam swoje cele, co sprawia mi przyjemność i ładuje moje baterie. Na tym się skupiam. Chociaż mam zainstalowane gry na laptopie, czy dostęp do Netflixa, staram się czas wykorzystywać jak najbardziej efektywnie z uszanowaniem opcji relaks. Nie rezygnuję też z żadnych spotkań, szkoleń i warsztatów. Przez to, że karmię piersią, Amadeusz najczęściej chodzi na nie ze mną. Co ciekawe, wśród hałasu i ludzi śpi lepiej niż w pustym domu.

A jaki jest ten nasz mały dżentelmen? To złote dziecko i nie chodzi tylko o jego włosy. Jest bardzo spokojny, z dużym dystansem do świata. Gdybym miała go określić jednym słowem, jest wyluzowany. Taki pocieszny misiak, który zawsze rzuci śmiesznym żartem i rozładuje atmosferę. Bo chociaż jeszcze nie mówi, to potrafi tak się uśmiechnąć, że cała złość mija. W dodatku dobrze wie na czym mu zależy. Jeżeli chce towarzystwa, to żadna zabawka go nie zainteresuje, jeżeli chce do mamy na ręce to musi być to koniecznie mama. Jeżeli nie może dosięgnąć zabawki, to tak się złości aż jej nie dostanie, że nawet sąsiedzi na ostatnim piętrze o tym wiedzą. I pomimo tych emocji potrafi się wyciszyć i zasnąć na kanapie, chociaż jego brat szaleje tuż obok i wcale nie jest cicho. Nie rusza go hałas zabawy, rozmowy czy krzyki. Trzeba tylko uważać na „dziwne”, nietypowe dźwięki, bo ich się boi. Jest duży i silny, często biorą go za roczniaka. Zabiera się do raczkowania i ma za sobą pierwsze próby samodzielnego siadania. Jedzenie interesuje go bardzo, więc na pewno jest gotowy na rozszerzanie diety.

Pierwsze pół roku z nowym członkiem rodziny nie jest łatwe. Dla maluszka to okres intensywnego rozwoju, potrzeby bliskości i oswajania się ze światem. Dla starszego dziecka, trudny okres akceptacji faktu, że nie jest już jedyne i najważniejsze. Dodatkowo, mierzy się ono z własnym rozwojem i nowymi umiejętnościami. Rodzice, muszą zaakceptować fakt, że mają jeszcze mniej czasu dla siebie, i że to co działało na pierwsze dziecko nie koniecznie zadziała na to drugie.

Mimo to, a może właśnie dlatego jest to lekcja warta przerobienia. Nie zawsze jest łatwo, nie zawsze słodko i cudownie. Za to jesteśmy co raz bardziej w komplecie, a to najważniejsze.

Mogą Cię zainteresować również

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *