Bycie z dzieckiem 24/7 jest męczące. Czasem tak bardzo, że dziecko najchętniej wysłałoby się w kosmos. Ile można układać klocki, czytać bajki, zmieniać pieluchy i słuchać jęków i lamentów. Wiecznie nie można, każdy ma jakieś granice…
Styczeń nie był dla nas łaskawy. Zdecydowaną większość spędziliśmy w domu i to nie przez choroby dzieci a moje. Jak mnie rozłożyło, tak puścić nie chciało. Dzieciaki były pełne werwy i energii do zabawy, a ja wpatrywałam się w zegarek i odliczałam minuty aż przyjdą posiłki. W dodatku, zatraciłam całą przyjemność z tego czasu z nimi. Po prostu, byłam fizycznie zmęczona, a w takich chwilach to naprawdę, nie ma szans na wiele spokoju. Piramida Maslowa się kłania, po prostu.
W zeszłym tygodniu zaczęliśmy powoli gdzieś chodzić, w piątek zaliczyliśmy nawet bibliotekę, po nową dostawę Franklinów. Tak na marginesie, to zupełnie nie rozumiem, dlaczego Franklin nie może być chłopcem, a musi być żółwiem. Czy hodowanie przez żółwia złotej rybki to nie jest trochę absurd? A wracając do moich chłopaków, to pomimo tego, że spędziliśmy tyle czasu razem, to czułam, że za mało było tej uwagi dla starszaka. Dlatego też postanowiłam pójść z nim na randkę!
To była już nasza druga randka. Pierwsza była we wrześniu i miała być tradycją, ale jakoś nie wyszło. Chciałam iść z nim do muzeum motoryzacji, ale jest zamknięte od kilku lat. Następne w kolejce było muzeum Czerwca ’56 ale jest zamknięte do marca. Byliśmy mocno rozczarowani, ale się nie poddaliśmy. Poszliśmy do Taniej Książki, gdzie kupiliśmy kilka świetnych pozycji i tak zaopatrzeni poszliśmy na ciacho, żeby spokojnie poczytać.
Nadal byłam z dzieckiem, a jednak wypoczęłam. Dodatkowo, był to nasz wspólny czas, który bardzo mile spędziliśmy. I tak sobie myślę, że im dziecko starsze, tym taki czas z nim jest przyjemniejszy. Amadeusz jest na etapie raczkowania, pierwszych kroków, krzyków i złości kiedy nie potrafi przekazać tego co chce. Teodor buduje złożone zdania i przynajmniej ja jestem wstanie go bez problemu zrozumieć. Teraz wyjście z nim jest jak wyjście z koleżanką. Jasne, nie rozmawiamy na dorosłe tematy, muszę mieć go na oku i wchodzi ze mną nawet do kabiny w toalecie. Jednak to jest już partner do rozmowy i miłego spędzenia czasu. Ma swoje zainteresowania, spostrzeżenia.
Kiedy patrzę z perspektywy kilku dni na to nasze sobotnie wyjście, to naładowało mi baterie tak, jakbym wyszła sama na kilka godzin. To prowadzi mnie do kolejnego wniosku – Amadeusz za chwilę też będzie takim fajnym chłopcem! Wiem, każdy wiek ma swoje uroki, każdy moment jest wart docenienia. I tak jest, to prawda. Mam jednak swoje preferencje, w kwestii wieku dzieci i tego nic nie zmieni. Najbardziej lubię dzieci od 2 lat w górę. Do ilu? Teraz powiedziałabym, że do 5 lat. Tak, mam słabość do przedszkolaków. Nie wiem jednak czy w przypadku moich dzieci nie będzie tak, że od dwóch lat w nieskończoność!
Jeżeli nigdy nie byłyście na randce z dzieckiem to polecam! Jeżeli macie tylko jedno dziecko, z którym spędzacie całe dnie, to takie wyjście może się wydawać bez sensu. Myślę jednak, że warto spróbować. Zrobić sobie takie wyjście tylko we dwoje i porobić coś fajnego, poza codzienną rutyną.
I na koniec, żeby nie było wątpliwości. Mam łzy w oczach kiedy oglądam zdjęcia z pierwszych miesięcy życia moich dzieci. Uwielbiam widok siedzących maluszków, a raczkujące szkraby totalnie mnie rozczulają. Pierwsze kroki Amadeusza wzbudziły we mnie taką dumę, że najchętniej wpisałabym to w swoim profilu na Linkedin. Jednak jeżeli mam iść na randkę, to wybieram towarzystwo tych, z którymi mogę porozmawiać. I jeżeli Amadeusz zacznie mówić w przeciągu kilku tygodni, chociaż zupełnie się nie zanosi, to na randkę go zabiorę. Może z takim maluchem też można naładować baterie?