Książki dla dzieci – nie wszystkie są dobre

Warto czytać dzieciom. Co do tego nikt nie ma wątpliwości. W mediach co jakiś czas przetaczają się z głośnym echem kampanie społeczne o tym, że czytanie jest wartościowe, potrzebne i zdrowe. Na pewno zdrowsze od telewizji czy smartfonów. I chociaż moje dzieci telewizji nie oglądają, nigdy nie grały w gry na smartfonie i ich kontakt z internetem jest maksymalnie ograniczony, to…

Możecie mnie uznać za wariatkę. Trudno. Ja się za taką nie uważam. Ba! Śledząc wiele rodzicielskich miejsc w internecie mogłabym wręcz uznać, że jestem jedną z bardziej liberalnych mam. Moje dzieci uważam za samodzielne, staram się ich nie kontrolować. Tak mi się przynajmniej wydaje. Są jednak rzeczy, od których jak najdłużej chcę je odseparować. I wychodzi mi to różnie, chociaż najwięcej czasu spędzają ze mną i nie chodzą do przedszkola.

Teodor ostatnio biegał z kijem i krzyczał, że to jest „zabijaczka”. Do czego? No oczywiście, że do zabijania. Jednak co się za zabijaniem kryje nie wiedział, w końcu doszliśmy do tego, że to było wbijanie gwoździ. Tak, wyobraźnia 3-latka nie zna granic. Innym razem zobaczył zabawkowy pistolet i nie wiedział co to jest. Podobnie jest ze słowem „grzeczny” i „klaps”. Nie zna znaczenia tych słów, potrafi coś wymyślić, jest to jednak dalekie od powszechnej definicji.

I chociaż te moje dzieci żyją w takiej bańce, bez ekranów, dzieci z przedszkola itd. To ja, matka wariatka, nie czytam im wszystkich bajek, a wręcz czasami zmieniam ich treść. Najgorzej jest z bajkami z mojego dzieciństwa. Chociaż te są niczym, przy bajkach z dzieciństwa dziadków i jeszcze starszymi. Wiecie, my czasem jemy na przedwojennych talerzach, w salonie do niedawna mieliśmy ponad 100-letnie meble, więc i przedwojenna bajka nie jest niczym specjalnie niezwykłym. Poza jej treścią, jej treść jest dla matki XXI w. Często ciężka do zniesienia.

Zapytacie zatem, o jakie bajki chodzi. Czyżby o słynnego Pana Pierdziołkę? Kto nie zna „Pan Pierdziołka spadł ze stołka” niech sobie wygoogla i sam oceni, co myśli. Być może dla starszych dzieci zabawny spis rymowanek, dla 3-latka to zdecydowanie za dużo. Znacie serię „Poczytaj mi mamo”? Kilka lat temu było wznowienie. Pięknie wydane kilka tomów. Najlepsze, z najlepszych. My tego wydania nie mamy. Mamy starsze, te w mini książeczkach. Niektóre nasze zdobycze to początek lat 60-tych. I co tam można przeczytać? Jak to dzieci były wyzywane od głupków, grubasów, dostawały w tyłek, bały się rodziców i kombinowały. Do koloru, do wyboru. Dla każdego coś miłego. Ja te książki czytałam jak byłam mała. Doskonale pamiętam „Kozuchę kłamczuchę”, czy „Pana Maluśkiewicza”. Jest mi jakoś mocno nieprzyjemnie kiedy mam mojemu dziecku czytać o Kozie, która wszystkich oszukiwała, którą bito i dostała nauczkę za swoje.

Znacie bajkę o słoniątku, które było bardzo ciekawskie i chciało się dowiedzieć co krokodyl jada na obiad? To ostatnio ulubiona bajka Teodora. Nie miałabym nic przeciwko, szczególnie, że bardzo podoba mi się powtarzający się w tej bajce fragment o „Rzece Limpopo dookoła obrośniętej chinowcami”. Niestety. Słoniątko jest bardzo dociekliwe, zadaje wiele pytań innym zwierzętom. I te zwierzęta ciągle je biją, kopią, szczypią. Za to, że jest takie dociekliwe. Na końcu wysyłają je do krokodyla, żeby samo się go spytało co je na obiad. Ten krokodyl łapie słoniątko za nos i odtąd słonie mają długie trąby. I co robi słoniątko ze swoją długą trąbą? Możecie już przeczytać sami. Nie czytajcie jednak tej bajki od razu dzieciom. Chyba, że Wam takie treści nie przeszkadzają. Ja się muszę niesamowicie nagimnastykować, żeby zmienić sensownie treść bajki. Na szczęście jak na razie Teo nie jest zbyt przywiązany do tego, że historia za każdym razem brzmi inaczej. Ciekawe jak długo?

W tym zmienianiu treści bajek, kombinowaniu, nie chodzi nie wiadomo o co. Ja po prostu nie chcę mu wtłaczać do głowy, że bicie, przezywanie, wyśmiewanie innych jest okej. Że to jest w porządku, że w bajce o Ali Babie jeden z bohaterów określany jest obrzydliwym grubasem. I tego typu tekstów nie trzeba daleko szukać. Co z bajką o lokomotywie Tomku? Tam też jest gruby zawiadowca. Można by się zastanawiać, czy bycie grubym to coś obraźliwego? Równie dobrze można by mówić o nim łysy, niebieskooki czy szatyn. Jednak czy my na pewno chcemy tak szufladkować ludzi? Uczyć dzieci patrzenia na drugiego człowieka przez pryzmat tego jak wygląda, a nie tego jak się zachowuje? O ile przyjemniej by było gdyby zawiadowca był wesoły, miły, albo poważny?

Proszę, pamiętajcie o tym, że nie wystarczy czytać swojemu dziecku książek. Te książki trzeba jeszcze umiejętnie dobierać! Na rynku mamy tysiące bajek, dziwnych publikacji. Część jest popularna tylko dlatego, że jest modna. Tak, jak np. słynne „Idziemy na niedźwiedzia”. My tej bajki nie czytamy, chociaż mamy. Dlaczego? Bo nie podoba mi się jej treść. Uciekanie przed niedźwiedziem, tata dzieci, który ucieka szybciej od nich (być może to starszy brat?), sam pomysł polowania na niedźwiedzia i to, że on na końcu odchodzi smutny. No nie, dla mnie to jest zdecydowane nie. Chociaż ta książka ma wiele innych zalet, jest świetna przy nauce angielskiego, wspólnej zabawie. Ja to wiem, jednak treściowo zupełnie mi nie leży i jej unikam jak tylko mogę.

Nie wiem ile jeszcze będę tak kombinowała przy czytaniu bajek moim dzieciom. Pewnie do momentu, aż Teodor sam nie nauczy się czytać. Co wydaje mi się nastąpi szybciej niż później, bo wykazuje coraz większe zainteresowanie tym tematem. Wtedy, pewnie jak jego mama w wieku 4 lat, zacznie czytać WSZYSTKO i WSZĘDZIE. Od tego nie będzie odwrotu i dopiero wtedy zacznie się prawdziwa zabawa! A ja odpuszczę i przestanę być już aż taką matką wariatką… No może już tylko troszeczkę!

Mogą Cię zainteresować również

1 komentarz

  1. Witam Cie Zofio. Fajnie mi sie ten wpis czytało, bo… robiłam bardzo podobnie… haha.. te słowa które uwazalam za nie odpowiedne-zmienialam.. Dziś kiedy moje dzieci mają 10 I 7 lat i czytają same, to czasami jeszcze czytam im jak leżymy wszyscy razem w łóżku, tak tak zdarza nam się to, nawet często I to jest wspaniale..bo tego potrzebujemy ❤
    I co.. I robię to samo.. zmieniam słowa w książkach, które uważam za nie odpowiednie.
    Wyobraź sobie ze ja nigdy nie nazwałam kogoś że jest głupi, to jest tak niewiarygodne ale prawdziwe, moja przyjaciółka jest świadkiem.
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *