Tak? Nie? Nie wiem? – Kiedy w końcu dostajesz propozycję pracy, ale nie wiesz czy z niej skorzystać…

Celem szukania pracy jest oczywiście jej znalezienie. Te dziesiątki wysłanych CV, chodzenie na rozmowy, stres i poczucie porażki mają nas doprowadzić do chwili, w której otrzymujemy ofertę pracy. Oczywistym wydaje się też, że wtedy następuje radość, otwarcie szampana i uroczyste „TAK”. To tak w teorii, a praktyce?

Wielokrotnie spotkałam się z sytuacją, w której informowałam kandydata o radosnej nowinie, a on nie wykazywał entuzjazmu. Czasem można to było wytłumaczyć szokiem i stresem. Czasem jednak nie było takiej możliwości, bo kandydat po pierwsze się nie cieszył, a po drugie odnosiło się wrażenie, że sprawia mu się kłopot. Dlaczego? Odpowiedzi pewnie jest tyle, ilu kandydatów, którzy tak zareagowali. Jako rekruter, miałam wiele razy ochotę powiedzieć: „przepraszam, pomyłka. To nie pani/panu miałam złożyć ofertę”. Bo spójrzmy prawdzie w oczy, opinia, że dając komuś pracę sprawiamy mu przyjemność (szczególnie, że się o nią ubiegał) jest raczej powszechna. Nikt nie spodziewa się, że zrobi komuś taką propozycją przykrość. A jednak.

Z czego to może wynikać? Wielokrotnie z tego, że kandydat jest w kilku procesach rekrutacyjnych jednocześnie. Z dużym prawdopodobieństwem, stanowisko, które oferowałam nie było jego wymarzonym, a raczej planem B, a czasem i Z. W chwili, w której dostawał propozycję ode mnie, zanim otrzymał informację zwrotną z pozostałych miejsc, czuł się jak w pułapce.

Decyzja o podjęciu pracy nie jest łatwa. Wiąże się z wieloma zobowiązaniami. Co więcej, praca ma nam sprawiać przyjemność (a przynajmniej nie być przykrym obowiązkiem). Dodatkowo łączy się z wynagrodzeniem, które, pomimo podobnych obowiązków, w zależności od firmy może się znacząco różnić. Jednak szukając pracy, naszym głównym celem jest po prostu znalezienie zatrudnienia. Wysyłamy wtedy aplikacje na najróżniejsze oferty. Jedne nam odpowiadają, inne praktycznie wcale, jednak przyświeca główny cel – dostać propozycję, udowodnić sobie (a może i innym), że jestem coś wart i potrafię szybko znaleźć zatrudnienie. I wtedy, często dochodzi właśnie do takich sytuacji – praca jest, ale my jej wcale nie chcemy. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że rekruter oczekuje natychmiastowej odpowiedzi. Czasem, zastosuje jeszcze mały „szantaż” na zasadzie – ma Pani 2h na podjęcie decyzji, czekamy na odpowiedź do jutra. I co ma w takiej sytuacji zrobić biedny kandydat?

Pierwszą myślą, która przyjdzie wielu do głowy jest pewnie opcja – biorę co dają, najwyżej zrezygnuje. Jest to bardzo zły pomysł, szczególnie z punktu widzenia rekrutera/firmy. Jak już kiedyś pisałam, zatrudnienie nowego pracownika wiąże się ze sporymi kosztami. Kiedy przyjmuje on ofertę, trzeba go wysłać na badania z medycyny pracy, przygotować stanowisko i wdrożyć. I kiedy on po tygodniu, dwóch, a czasem po miesiącu rezygnuje, to jest to spora strata. Jasne, przecież nie będziesz się męczyć jeżeli praca okaże się całkowitym niewypałem. Masz rację, nie warto. Jednak wiedząc o „problemach”, które się spowoduje szybkim złożeniem wypowiedzenia, część z osób będzie miała obiekcje. „Rzucenie dokumentami” nie jest łatwe, a robienie tego w takiej sytuacji może być jeszcze trudniejsze. Spowoduje nieprzyjemne pytania, może jakieś wyrzuty. Czy naprawdę warto się tego podejmować? Jeżeli jeszcze podejmujesz pracę i myślisz, że to jest to, a okazuje się inaczej, to można całą sytuację zracjonalizować. Jednak przyjmowanie decyzji, bo jest pierwszą lepszą, która się pojawiła, bo nie chcę czekać i muszę poczuć się potrzebny, to nie jest dobra droga. Może spowodować więcej szkody niż pożytku.

Kiedy dostajemy propozycję, a jesteśmy w innych procesach i czekamy na informacje zwrotne, to mamy kilka możliwości. Po pierwsze, uprzedzić rekruterów już na etapie rozmowy rekrutacyjnej o tym fakcie. To może być dodatkową motywacją dla nich – do szybkiego zamknięcia procesu i nie stracenia dobrego kandydata. Po drugie, zawsze możesz odezwać się do rekrutera i spytać jak sytuacja wygląda, ponieważ dostałeś już propozycję z innego miejsca. Np. do jutra musisz podjąć decyzję i chcesz wiedzieć kiedy możesz spodziewać się odpowiedzi. To może okazać się mało skuteczne ponieważ, jeżeli decyzję ma podjąć ktoś na stanowisku wyższego szczebla, to wielce prawdopodobne, że nie zrobi tego od ręki. Można jednak spróbować wynegocjować wcześniejszą odpowiedź. Albo, usłyszeć, że proces się przedłuża, potrwa jeszcze trzy tygodnie. Wtedy, spokojnie można z niego zrezygnować, jeżeli presja, którą odczuwamy jest zbyt duża. Można też taką decyzję podjąć zupełnie samemu, odpowiadając na kilka pytań:

  1. Czy chcę tej pracy? Czy faktycznie jej chcę, a nie czy jej przyjęcie uwolni mnie od tego nieprzyjemnego uczucia towarzyszącego poszukiwaniom.
  2. Czy mogę sobie pozwolić na dłuższe szukanie? Kwestie finansowe i dłuższego przebywania bez stałego wynagrodzenia są tutaj bardzo istotne.
  3. Jakie mam inne możliwości?
  4. Co bym zrobił, gdyby jutro zadzwonili z innego miejsca?
  5. Czy ta praca (na podstawie wszystkiego co wiesz o danym stanowisku) może dać Ci satysfakcję przez najbliższy rok?
  6. Jakie ma plusy, a jakie minusy? (obowiązki, dojazd do biura, możliwość pracy zdalnej, benefity?)
  7. Czy ma coś, czego nie dają inne oferty?

Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że łatwiej jest już być na etapie poszukiwania pracy, niż dopiero zaczynać. Jeżeli otrzymujesz ofertę, która jest po prostu „ofertą”, na którą zaaplikowałeś z desperacji, a nie ma w niej nic interesującego i dodatkowo możesz sobie pozwolić na jeszcze trochę poszukiwań, to lepiej jej nie przyjmować – ja tak myślę. Jednak, to Twoja decyzja i nikt za Ciebie nie weźmie odpowiedzialności. Jeżeli przyjmiesz ofertę bez nadmiernego entuzjazmu i poprosisz o kilka dni na podjęcie decyzji, to rekruterowi pewnie zrobi się dziwnie (spodziewał się entuzjazmu i radości). Jednak, to nie ma większego znaczenia. Nawet to, że rekruter proces ten prowadzi od pół roku i jesteś pierwszą osobą, na którą zdecydował się menadżer. Ponieważ odrzucając ją na tym etapie i tak zrobisz przysługę zarówno firmie jak i sobie. Na pewno większą niż robiąc to za tydzień lub miesiąc. Chociaż akurat miesiąc nie brzmi już aż tak ekstremalnie.

Pamiętaj, jeżeli nie czujesz radości i nie jesteś pewien, to się nie zmuszaj. Wszyscy jesteśmy dorośli i przynajmniej w teorii profesjonalni. Nawet, jeżeli sprawisz rekruterowi przykrość, to tego nie powinien okazywać. Być może opowie o tym w domu rodzinie, pozłości się chwilę „na świat”, a nie personalnie na Ciebie, a następnie rozpocznie poszukiwania od nowa. Podziękuj i poproś o czas do namysłu. Jeżeli jednak to zrobisz i zadeklarujesz udzielenie odpowiedzi w określonym czasie, to znajdź w sobie tyle przyzwoitości i odwagi cywilnej, żeby to zrobić. Bez względu na to czy będzie to przyjęcie oferty, negocjacje, czy odmowa.

Mogą Cię zainteresować również

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *