Urlop macierzyński – idealny czas na obcowanie ze sztuką!

Nigdy nie chodziłam do galerii sztuki, to nie mój poziom wrażliwości. Ba, w życiu bym nie powiedziała, że z dzieckiem, a tym bardziej z dwoma nagle zacznę chodzić. I co? Nigdy nie mów nigdy, bo chyba odkryłam nową pasję!

Zeszły czwartek to zdecydowanie nie był mój dzień. Bolała mnie głowa, za oknem było paskudnie. I w tych jakże niesprzyjających okolicznościach przyrody wiedziałam, że muszę wyjść z domu. Muszę, bo inaczej we trójkę – ja i moje chłopaki, oszalejemy. Postanowiłam, że zaryzykuję i zabiorę ich do Rodriguez Gallery, na Oprowadzanie dla rodziców i maluszków / wystawa Dalili Gonçalves.

Już z daleka widziałam przez szybę, że w środku zebrała się już spora grupka. Były to młode mamy w towarzystwie swoich maluchów, głównie tych urodzonych w tym roku. Teodor był chyba najstarszy, albo starsza była jeszcze jedna dziewczynka. Zatem była ich dwójka i potem, długo długo nic, do dzieci w okolicy roczku i mniej. Czy to jest dobre towarzystwo do obcowania ze sztuką? Okazało się, że idealne!

Amadeusz większość oprowadzania przespał, co jedynie może świadczyć o jakichś dobrych wibracjach tego miejsca. Ostatnio ma spore problemy ze spaniem w ciągu dnia i było to naprawdę nie lada osiągnięcie. Teoś za to żywo uczestniczył w wydarzeniu. Galeria nie jest specjalnie duża, wystawa zresztą również nie. Samo oprowadzanie zajęło jakieś 20minut – idealnie, żeby dzieci się nie znudziły. Chociaż był to lęk bezpodstawny, bo nawet te najmniejsze były bardzo zainteresowane eksponatami, które krążyły wokół czasu.

Podobno sztuka powinna mówić sama za siebie i nie wymagać tłumaczenia. Zgadzam się z tym! I jak było z pracami Dalili? Też nie wymagały, niektóre były niesamowicie wymowne, inne na tyle skomplikowane, że wymagały rzucenia małej podpowiedzi. Kiedy już było wiadomo, że najbardziej efektowne dzieło, które według Teodora przedstawiało jeża, dla mnie był to bardziej wąż, powstało z numerków, które dostajemy czekając w kolejce – wszystko stawało się jasne. Czas, czas nasz, czas dzielony z innymi, ich czas staje się naszym czasem – fenomenalne! Więc to nie tak, że tłumaczenia były potrzebne, po prostu trzeba było wiedzieć chociażby na co się patrzy (jak te numerki). Muszę też Wam wspomnieć o dziele, które najbardziej zapadło mi w pamięć i powiązane jest z portugalską tradycją. Matka, kiedy jej dziecku wypadnie pierwszy mleczny ząb robi sobie z niego biżuterię – wisiorek. Na takim właśnie wisiorku z jednej strony był ząb mleczny, a z drugiej ząb mądrości. Proste, a jakie wymowne! Dodatkowo, jako matka ząbkującego dziecka chętnie zrobiłabym sobie taką biżuterię. Na pamiątkę trudów i cierpień, które mi one przysporzyły.

Na koniec wszystkie usiadłyśmy z dziećmi na ziemi. Maluchy bawiły się kredkami, drucikami, papierami, a my mogłyśmy w miarę spokojnie porozmawiać. W miarę, ponieważ dzieci naprawdę były zafascynowane sztuką i chciały ją wręcz „pochłonąć”, co stanowiło zagrożenie dla eksponatów.

Wyjście do galerii sztuki, z tak małymi dziećmi jak moje, okazało się genialnym pomysłem. Mogłam z jednej strony trochę ruszyć szare komórki, odświeżyć mózg, zrobić coś dla siebie. Z drugiej strony jestem przekonana o tym, że to było dla nich bardzo wartościowe – uwrażliwianie ich na piękno, jest ważne! Co było w tym wszystkim niesamowitego? Pewnie, gdybym była świeżo upieczoną mamą jednego dziecka, zrobiłoby to na mnie większe wrażenie, ale nadal było to bardzo miłe. W pewnym momencie, na środku galerii siedziały cztery matki i karmiły swoje dzieci piersią. Bez wstydu, niepotrzebnej krępacji – piękne!

W Poznaniu odbywa się co raz więcej wydarzeń dla mam z małymi dziećmi. To dobrze, że kiedy niektórzy zamykają przestrzeń dla takich gości, otwierają się nowe, zupełnie nieoczekiwane. Okazje się, że dziecko może przeszkadzać w jedzeniu zupy, ale zupełnie nie musi w kontemplacji dzieł sztuki!

Mogą Cię zainteresować również

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *